„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 26 - W głąb Zakazanego Lasu

Edytuj post 4 komentarze:

Z niedopałka unosił się delikatny ogon tytoniowego dymu. Popielniczka była ich pełna, ale to nie przeszkadzało w dokładaniu kolejnych. Aiden siedział za biurkiem i z uwagą przeglądał egzemplarz dzisiejszego numeru Proroka Codziennego. Przekładał kartki, odpalał kolejnego papierosa, zaciągał się mocno i tak w kółko, nieustannie od dobrych dwóch godzin. Nie wiedział już ile razy przeczytał artykuł z pierwszych stron gazety. Problem nie tkwił jednak w tym o czym jest ów artykuł a raczej w tym o kim jest w nim mowa.  Przedstawiał on opis kolejnego ataku na funkcjonariuszy ministerstwa. To był już piąty atak w tym miesiącu i czwarty ze skutkiem śmiertelnym, a wszystko za sprawą antagonistów których ironicznie nazywano Bezimiennymi. Aiden nie miałby czym się przejmować gdyby nie fakt, że każda kolejna zbrodnia miała miejsce w kilku miasteczkach nieopodal Hogwartu, a to oznaczało tylko jedno. Burza nadejdzie szybciej niż się spodziewał.
- Zapowiada się pracowity okres. - Zgasił ostatniego papierosa i rzucił egzemplarz na stos gazet z poprzednich dni.


Finał podchodów zapowiadał się ekscytująco choć tylko dla osób o mocnych nerwach potrafiących opanować swoje lęki. Oczywistym powinno być, że w tak niezwykłym, przepełnionym magią świecie taka zabawa nie mogła zakończyć się spokojnie i niewinnie jak podczas tradycyjnego cukierek albo psikus gdzie brzuchy bolały z przesłodzenia. Tutaj nagroda wyczekiwała tylko jednej grupy zwycięzców, nikt nie wiedział jaka będzie, ale z pewnością tajemnica jaką była owiana podsycała u wszystkich żądzę zwycięstwa. Sukcesu wyczekiwał każdy, a ten można było osiągnąć tylko poprzez udanie się w głąb Zakazanego Lasu. Gdzieś wśród setek tysięcy drzew ukryto skrzynię, którą można otworzyć wyłącznie za pomocą zdobytego wcześniej klucza.
Cztery. Tylko tylu drużynom udało się zdobyć przedmiot z drugiego etapu podchodów. W tej sytuacji Prefekci zgodnie rozdzielili się wśród zwycięzców i wraz z wybranymi nauczycielami udali się do kilku różnych punktów kontrolnych na brzegu lasu. Z tego miejsca każda ekipa rozpocznie grę dokładnie w momencie w którym wybije północ.
-Powiedz Ronnie, co twoim zdaniem ma wpływ na zachowanie smoków? Chodzi o to, że niektóre z gatunków są bardzo łagodne, inne odwrotnie, są bardzo agresywne szczególnie w stosunku do ludzi. Jak sądzisz, czy to instynkty zapisane w genach? Albo może to zależy od środowiska w jakim żyją? - Ernie McMillan jako osoba prowadząca grupę zdawał się być w tej chwili bardzo podekscytowany. Jego fanatyzm w smoczej dziedzinie z deka ją przerażał, ale postanowiła ten fakt zignorować.
-Dlaczego pytasz o to w takiej chwili? - Zapytała z dozą zaskoczenia.
-To zła pora? Mamy kawałek drogi do przejścia więc dobrze by było zająć czymś czas, prawda? A pytam o to bo uważam, że z doświadczenia powiesz mi coś ciekawego. - Z jakiegoś powodu bardzo zależało mu na odpowiedzi, a prawdą jest, że nie mieli zbyt wielu okazji by ze sobą porozmawiać. Choć nie wyglądał, Ernie był naprawdę zapracowanym chłopakiem i być może prowadzenie rozmowy uznał za jeden ze swoich obowiązków, a tym samym wykorzystał to jako pretekst do omówienia swojego hobby. Ronnie zastanowiła się przez chwilę.
-Nie ma smoków łagodnych z natury. - Zaczęła pierwszą myślą jaka przyszła jej do głowy.
-Jestem zdziwiony, że tak mówisz. - Wtrącił Hagrid, który został przydzielony do eskorty na miejsce nauczyciela. - Mephistopheles jest jak potulny kociak i całkowicie zaprzecza temu stwierdzeniu. Co prawda czasami daje w kość, ale z nim jest bardziej jak z dzieckiem niż jaszczurem.
-Mephisto został przeze mnie wychowany od kiedy wykluł się z jajka co nie ma nic wspólnego z jego naturalnym bytem. To prawda, że posiada swoje wrodzone instynkty, ale jest przyzwyczajony do ludzi od urodzenia dlatego nie są dla niego niczym nadzwyczajnym i jest w stosunku do nich łagodny. Smoki z natury zawsze były, są i będą agresywne bo nie ufają innym stworzeniom. Ich podejście może ulec zmianie tylko w przypadku gdy smoka wychowasz albo oswoisz. Ale wecie, efekty są różne w zależności od podejścia. Tego drugiego z pewnością trudniej dokonać, pewnie graniczy to z cudem chociaż słyszałam o przypadkach w którym człowiek oswoił dorosłego gada.
-O, dobrze powiedziane! Smoki nie lubią jak coś zakłóca ich naturalny spokój, dlatego też wystarczy postawić nogę na ich terenie żeby je rozdrażnić. Szczerze powiedziawszy pewnego razu sam spojrzałem śmierci w oczy, gdy podszedłem do takiego Rogogona. Cholernie się bałem, myślałem, że już po mnie pomimo faktu, że smok i tak był zakuty w łańcuchy. Do teraz przechodzą mnie ciarki jak sobie to przypomnę. Swoją drogą to było w rezerwacie smoków, gdzie urzęduje wasz brat. - Zwrócił się do Freda i Georga.
-Charlie też ma bzika na punkcie smoków. - Stwierdzili zgodnie.
-I ma ten sam szalony błysk w oku, gdy o nich mówi. To tylko przerośnięte jaszczurki. Co Was w nich tak pasjonuje? - Fred nie podzielał entuzjazmu Erniego.
-Chciałeś powiedzieć zabójcze, zionące ogniem jaszczurki. - Poprawił go.
-Przeszkadza Ci to, że Ernie jak i Twój brat mają taką pasję? - Spytała Ronnie
-N-nie szczególnie. Po prostu nie rozumiem dlaczego ich to tak rajcuje. - Zarumienił się lekko bo poczuł, że właśnie powiedział coś głupiego.
-Osobiście też tego nie rozumiem, ale jeśli ktoś jest z tego powodu szczęśliwy to chyba nie ma co się nad tym zastanawiać, czyż nie? - Uśmiechnęła się lekko. Fred tylko bardziej oblał się rumieńcem i odwracając głowę przytaknął na znak, że się z nią zgadza. Postanowił, że resztę drogi przemilczy choć czasem coś cisnęło mu się na język, gdy Ernie opowiadał o swoich zbiorach ksiąg o smokologii, artefaktach i fotografiach, których zawsze robił naprawdę dużo. Przyglądał się reakcjom Veronici, która szczerze wciągnęła się w rozmowę mimo iż wcześniej była do tego nieco sceptycznie nastawiona.
-Ja też bym chciał z nią tak beztrosko porozmawiać. - Wybełkotał pod nosem. George słysząc to uśmiechnął się tylko i poklepał brata po ramieniu.
-Stworzę Ci szansę przy następnej okazji.


Skraj Zakazanego Lasu był jak granica pomiędzy dobrem a złem. Wyraźnie było czuć tutaj balansującą aurę spokoju i niepokoju co skutecznie mogło odstraszyć od przejścia na tą drugą, ciemniejszą stronę. Grupa zatrzymała się przy skałce, która stanowiła punkt startowy. Ernie niepewnie spojrzał między drzewa. Bijąca w oczy czerń zmusiła go do cofnięcia się o kilka kroków, poczuł dreszcz na karku.
-Nie zazdroszczę Wam tej wyprawy. - Uśmiechnął się krzywo. - Ale sami się na nią zdecydowaliście.
-Ja chętnie poszedłbym z Wami, ale to byłoby łamaniem zasad. - Hagrid widocznie był zaniepokojony. Nie uważał żeby ta zabawa miała wnieść coś wartościowego w czym zgadzało się z nim kilku innych profesorów. Niestety druga część grona pedagogicznego uznała to za dobry sposób na pokazanie przyszłym czarownicom i czarodziejom, że na świecie istnieją różne niebezpieczeństwa. Gajowy obawiał się nie tylko o życie uczniów, ale i o zakłócenie naturalnego rytmu lasu i spokoju żyjących w nim istot.
- Znam ten las jak własną kieszeń dlatego coś Wam powiem. Przede wszystkim unikajcie ścieżek z powalonych gałęzi sosen. W lesie rosną głównie drzewa liściaste, a sosny to tylko jedno niewielkie skupisko dlatego szybko zorientujecie się, że coś nie gra. Widzicie sosnę, zwiewacie.
-Dlaczego akurat sosny? Co z nimi nie tak? - George nie krył zdziwienia.
-Lepiej żebyście nie wiedzieli... no po prostu ich unikajcie dobra?
-Nie brzmisz przekonująco Hagridzie... Ale ufam Twojemu doświadczeniu. - Mężczyzna spojrzał na dziewczynę. - Czegoś jeszcze mamy unikać?
-Szczerze mówiąc wcale nie powinniście tam wchodzić... To miejsce jest naprawdę niebezpieczne, szczególnie w nocy.
-Chyba za późno na takie gadanie. Teraz nie możemy się wycofać, ale wiedz, że nie musisz się o nas martwić, będziemy trzymać się razem. A skoro inni profesorowie na to zezwolili to nie powinno być aż tak źle, prawda? Poza tym to dobra okazja żeby sprawdzić, który z braci jest większym strachajłą. - Veronica spróbowała uspokoić mężczyznę, a w bliźniakach rozpalił się ogień rywalizacji.
-Ja się niczego nie boję. - Stwierdził George.
-Tak? A pamiętasz jak w zeszłym roku... - Fred nie mógł dokończyć bo George zatkał mu usta. Spojrzeli po sobie gniewnie i w asyście wyzwisk zaczęli się szamotać. Hagrid zaśmiał się.
-Przekonaliście mnie. Tylko mi to wygrajcie huncwoty. Wtedy zaproszę was na domowe ciastka i sok z dyni. - Mężczyzna dał im jeszcze kilka rad odnośnie tego jak powinni się zachowywać. Chociażby taką, że centaurom nie wolno wchodzić w drogę, a jeśli wywiąże się między nimi rozmowa należy uważać na to co się mówi bo to istoty, które bardzo łatwo obrazić. Wiele z tego co powiedział Veronica bardzo dobrze wiedziała. Nie bała się Lasu bo to właśnie w nim za dziecięcych lat spędzała całe dnie.
-Dobrze, dobrze, wystarczy tych rad. Teraz macie sporą przewagę nad innymi drużynami. To trochę niesprawiedliwe, ale udam, że nic nie słyszałem. - Przerwał Ernie. - W każdym razie zaraz wybije północ dlatego powiem wam jeszcze kilka rzeczy o tym etapie. Po pierwsze pamiętajcie, że jeśli coś się będzie działo albo zechcecie zrezygnować macie skierować różdżki w górę i użyć zaklęcia periculum.  Po drugie w tym etapie jest dozwolone korzystanie z magii. Zezwoliliśmy na to głównie dla waszego bezpieczeństwa byście mogli się bronić w przypadku gdyby któreś z istot nie zareagowały na waszą obecność zbyt przyjaźnie. Pamiętajcie tylko, że w przypadku natknięcia się na innych uczestników macie walczyć rozsądnie, aby nikomu nie stała się zbędna krzywda, miejcie na uwadze, że to nadal tylko zabawa. Po trzecie i ostatnie. Czas na odnalezienie skrzyni macie do wschodu słońca, tutaj macie zegarek, który zadzwoni gdy czas dobiegnie końca. Po tym zostajecie w miejscu w którym byliście, odpalacie racę i czekacie aż ktoś po Was przyjdzie. Jakieś pytania? - Ernie spojrzał na każdego po kolei. Veronica podniosłą rękę.
-Czy dostaniemy jakieś wskazówki odnośnie tego gdzie znajduje się skrzynia? - Ernie uśmiechnął się i postukał palcem w skroń.
-Użyjcie głowy. To jedyne co mogę Wam powiedzieć. - Wręczył im latarnię, a gdy wskazówki zegara wybiły równo dwunastą w nocy zezwolił na przekroczenie granicy lasu.
-Powodzenia dzieciaki! Uważajcie na siebie! - Hagrid obserwował jak zachodzą coraz dalej. Stał tak dopóki nie zniknęli mu z oczu.
Wchodząc w głąb lasu automatycznie wyostrzały się wszystkie zmysły. Z początku najgroźniejsza wydawała się panująca wokół martwa cisza. Jednak przechodząc między pniami czuć było jak widok za plecami zacieśnia się, a po paru kolejnych krokach były już tylko drzewa, wtedy las przytłaczał i dawał do zrozumienia, że nie jest się tu mile widzianym. Do tego temperatura znacznie spadła, o tyle, że można było zobaczyć swój oddech w postaci delikatnej pary. Nie licząc tego jakie sprawiał wrażenie las wyglądał jak każdy inny. Był gęsty, z wieloma gatunkami roślin, których nie sposób zliczyć. A w okresie jesieni ziemia skryta była pod świeżo opadłymi liśćmi, które za dnia z pewnością wyglądały pięknie.
Zatrzymali się gdy krajobraz stał się takie sam z każdej strony.
-Więc... jaki jest plan? - Zaczął Fred. - Nie ma sensu iść tak przed siebie bez żadnej koncepcji.
-Właśnie nad nim myślę. Las jest ogromny, łatwo się w nim zgubić, a my nie dostaliśmy żadnych wskazówek jak znaleźć skrzynię. Jedyne co mamy to to... - Wskazała na kluczyk, który Fred właśnie wyjął z kieszeni. - Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam bo wydawało mi się to bardzo głupie, ale teraz jakby odnajduje w tym jakiś sens.
-Zgaduje, że masz przeczucie co do tego klucza. - Przytaknęła. - Też uważam, że coś jest na rzeczy. Tylko co? - George zamknął oczy i podparł dłonią podbródek. Zmarszczył czoło jakby myślał bardzo intensywnie. - W pierwszym etapie zdobyliśmy trzy kule, które stanowiły wskazówkę w etapie drugim. Idąc tym tropem klucz musi nam wskazać gdzie jest skrzynia. Fred, podaj mi go. - Chłopak zwiesił go luzem na sznurku aby każdy mógł się mu przyjrzeć. Klucz nie wyróżniał się niczym szczególnym. Wyglądał jak zwykły kluczyk meblowy o skromnym zdobieniu.  Był wykonany z czystego srebra i pięknie połyskiwał w świetle latarni. Wszyscy wpatrywali się w niego jak zaczarowani. Nastała cisza, która przytłaczała jeszcze bardziej niż wcześniej. Kolejno marszczyli brwi w poirytowaniu.
-Agh! Zaraz zwariuję! No niech coś się w zadzieje! - Fred nie wytrzymał. W tej samej chwili trzymany przez Georga klucz zaczął się poruszać w nienaturalny sposób. Nienaturalny bo od momentu wejścia do lasu ani razu nie zawiał wiatr chociażby najmniejszy i teraz nie było wyjątku. To miejsce zdawało się myć martwe. Przedmiot wykonał kilka obrotów wokół własnej osi, uniósł się ponad trzymającą sznurek dłoń i zatrzymał się w powietrzu w kierunku wschodnim.
-Zaczarowany klucz? A więc tak to wykombinowali, skubańce. Ciekawe kto na to wpadł, pewnie Penelopa, ona lubi takie udziwnienia. - Przyznał George. -  Skoro już to odkryliśmy to zaraz dotrzemy do celu.
-Nie ciesz się jakbyśmy już wygrali. Nawet nie wiemy czy to wskazuje dobry kierunek. Skoro ta Penelopa lubi udziwnienia mogła równie dobrze wymyślić, że należy iść w przeciwnym kierunku do tego wskazanego. -  Veronica próbowała przeanalizować to głębiej niż reszta.
-Jeśli to prawda to przegramy. Trudno. - Fred wzruszył ramionami. - Raczej też nie wpadniemy na nic bardziej trafnego więc nie pozostaje nam nic innego jak postawić wszystko na tę jedną kartę.
-A więc w drogę.
-W drogę! - Odparli obaj.
Droga usnuta w wystające korzenie i przysypane liśćmi dziury ciągnęła się w nieskończoność. Była trudna do przejścia, a znikome światło latarni wcale nie ratowało przed kolejnym potknięciem. Co pewien czas zdarzało się usłyszeć jakiś szelest albo dźwięk złamanych gałązek.
-Radziłabym od teraz trzymać się jeszcze bliżej siebie. - Veronica spoważniała i dyskretnie rozejrzała się wokół. Spojrzeli na nią pytająco. - Nie wiem czy zauważyliście, ale od dłuższej chwili wokół nas kręci się kilka istot. Może z dziesięć osobników. Trudno to stwierdzić w tej ciemności.
-Istot? Jakich istot? - Georgeowi zmiękły kolana. Spanikowany rozejrzał się dookoła. W nieuwadze potknął się i upadł na kolana dostrzegając z daleka błysk ślepi. Skamieniał.
-Myślałam, że niczego się nie boisz. - Zażartowała, ale tylko jej było teraz do śmiechu. Reakcja Freda może nie była tak zjawiskowa, ale go również sparaliżowało.
-Wy tak na poważnie? - Nawet nie drgnęli. - Pozwólcie, że Was uspokoję. To co się tutaj kręci to Gniewniki z podrodziny wampirowatych. Szkaradne stworzenia, dlatego cieszmy się, że ich nie widzimy. Żywią się przeważnie krwią, ale lubują się też w sercach. Ludzie to jedne z ich ulubionych ofiar...
-Wcale nie pomagasz! -  Przerwali strachliwym tonem. Wywróciła oczyma.
-Nie ma się czego bać, nawet się do nas nie zbliżą o ile zostaniemy blisko siebie. Gniewniki boją się srebra. Widocznie dlatego klucz został z niego zrobiony... - Bracia natychmiast zacieśnili szeregi. Nie dali jej nic dopowiedzieć tylko pchnęli do przodu i tak ruszyli dalej. Przeszli w skupieniu kolejne dwadzieścia, potem czterdzieści metrów, a rządne krwi istoty dzielnie podążały za nimi. Chłopcy starali się patrzeć wyłącznie przed siebie i udawali, że nikogo wokół nie ma, tylko oni sami i drzewa. Kawałek dalej stworzenia zatrzymały się i w popłochu zawróciły szyki.
-Coś je spłoszyło... - Zauważyła Veronica. - A także... coś się zmieniło... Gałązki sosny? - Ukucnęła by się lepiej przyjrzeć podłożu. - To bór sosnowy! Hagrid ostrzegał nas przed nim! Jakim cudem tu trafiliśmy nawet tego nie zauważając?
-Myślicie, że to o tym nie chciał nam powiedzieć? - George drżącą dłonią wskazał na stojącego na wprost kilkumetrowego trola, ale to nie on zmartwił Veronicę najbardziej. Miejsce tuż obok niego zajmował chłopiec trzymający w ręku lampę naftową. Był odziany w elegancki bordowy frak z krótkimi spodenkami, ciemne podkolanówki i eleganckie buty. Blond czuprynę przysłaniał mu czarny kapelusz spod którego wyglądały duże, srebrzyste tęczówki. Nieznajomy pogładził swój żabot, przyjrzał się uważnie Veronice.
-Tych dwóch zabij. Dziewczynę oszczędź. - Powiedział do trola, który w niespotykanym tempie ruszył szarżą w ich kierunku.

~♠~

T.B.C

Poprzedni rozdział był zapchajdziurą, ale tutaj nieco bardziej się postarałam. Na dziś to by było na tyle.  Pamiętajcie, że wróciłam do pisania po długiej przerwie więc jeśli trafią się w tekście jakieś buble to przepraszam, nie przypominałam sobie starych rozdziałów zbyt dokładnie, a tu wszystko jest pisane na świeżo z głowy.

Oprócz tego mam nadzieję, że nieco poprawiłam się w dialogach porównując do poprzednich rozdziałów i bohaterowie nie mają już takiego za przeproszeniem kija w tyłku. hehe.

© Agata | WioskaSzablonów.