„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 1 - Dziewczyna z Beauxbatons

Edytuj post

Niebo było szare i ciężkie, tak jakby duchy przeszłości wisiały w chmurach przez które nigdy nie może przebić się słońce. Górzysty obszar tworzył podstawę dla rozłożystych równin pośród których ciągnął się potok ze stali i desek. Potężna lokomotywa czynnie wprawiała osie kołowe w ruch. Maszyna poruszała się z dużą prędkością zostawiając za sobą kłęby ciemnego dymu. Pociąg składał się zaledwie z kilkunastu wagonów oraz obecnych w nich młodych czarodziejów, którzy wyczekiwali ostatniego przystanku ich podróży. - Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Jeden z przedziałów był przeznaczony dla wyjątkowego pasażera. Na miejscu przy oknie siedziała szesnastoletnia dziewczyna. W dłoniach trzymała otwartą książkę i przy stłumionym świetle pogrążyła się w transie barwnego świata literatury. Rzeczywistość przestawała dla niej istnieć kiedy czytała. Jej twarz wyrażała spokój, ale w miodowych oczach można było dostrzec odrobinę żalu. Długie, czarne jak onyks włosy połyskiwały łagodnie w świetle dnia. Delikatna, niemal mleczna cera sprawiała, że wyglądała tajemniczo, a jednocześnie przenikliwie pięknie.
Zamknęła książkę, pogładziła dłonią zniszczoną okładkę, która przedstawiała pęknięty zegarek kieszonkowy na tle serca. Schowała przedmiot do podręcznego bagażu po czym wstała aby rozprostować kości. Podeszła do siedzenia naprzeciwko na którym spał mały smok wielkości gołębia. Wyglądem przypominał zielonego smoka walijskiego, jednak jego łuska była koloru czarnego z ostrymi kolcami umiejscowionymi wzdłuż grzbietu i ogona. Pogłaskała go po głowie. Stworzenie zbudzone nagłym dotykiem otworzyło ślepia szare jak rtęć.
-Za chwilę wysiadamy, Mephisto. - Powiedziała do gada, który poruszył skrzydłami i wydał z siebie cichy ryk. Ubrała na siebie czarny płaszcz z kapturem do którego schował się smok.
Pociąg zatrzymał się na stacji w wiosce Hogsmeade. Była to obszerna i odosobniona od reszty świata osada. Zbudowano tam przez lata wiele domów ustawionych w niewielkich odstępach. Uliczki wyróżniały się barwnymi sklepami i gospodami. Miejsce zapewniające wspaniałą rozrywkę dla każdego czarodzieja. Oczarowujące intensywnym zapachem miodu pitnego i karmelu.
Niewielką stację ogarnął przenikliwy hałas. Z pojazdu kolejno zaczęli wysiadać uczniowie, którzy odnajdując swoich przyjaciół w tłumie zaczęli zbierać się w niewielkie grupy. Głośne rozmowy i śmiechy wzbierały na sile. Ciemnowłosa wysiadła jako ostatnia. Stojąc na skraju peronu przyglądała się tej niewielkiej armii. Wszyscy tak dobrze się znali. Nawet pierwszoroczni sprawiali wrażenie zaaklimatyzowanych z ludźmi i otoczeniem.
-Czuję, że to będzie ciężki miesiąc dla mnie, Mephisto. - Skomunikowała się ze swoim chowańcem w myślach. To była jedna z jej dziwnych i niezrozumiałych zdolności. Od dziecka potrafiła zrozumieć mowę wszelakich stworzeń i porozumiewać się z nimi.
-Nie nastawiaj się tak pesymistycznie. Na pewno nie będzie tak źle. -Wystawił głowę z kaptura i oparł na jej ramieniu.
-Nie jestem przekonana. Spójrz na tych wszystkich ludzi. Nie pasuje tutaj.
-Daj spokój Ronnie. Może uda Ci się z kimś zaprzyjaźnić, a jeśli ktoś Ci się będzie naprzykrzał to go podpalę. - Z nozdrzy buchnął mu lekki kłębek dymu. Zahihotała.
-Najważniejsze, że Ty ze mną jesteś. - Posmyrała go palcem po pyszczku. - A teraz schowaj się.- Mały gad skrył się w materiale.
Panujący harmider ucichł, kiedy głos zabrał pewien mężczyzna. Nazywał się Rebeus Hagrid. Był olbrzymi. Jego długa broda przypominała kłęb splątanej sieci, a ubiór był zdobiony licznymi łatami i szwami. Wyglądał jak kloszard jednak nie budził niepokoju.
-Witam was wszystkich na stacji w Hogsmeade! - Miał donośny, lekko drżący głos. - Pierwszoroczni idą ze mną, a reszta ma udać się do powozów, które zawiozą was prosto do szkoły. No... I to by było na tyle. - Zakończył ze świadomością, że ciężko przychodzą mu publiczne przemówienia. Odwrócił się i ruchem ręki dał znak pierwszoklasistom żeby podążali za nim. Ronnie była lekko zdezorientowana ponieważ nie wiedziała, czy powinna iść razem z olbrzymem, czy udać się tam, gdzie starsi uczniowie. Ostatecznie wybrała drugą możliwość.
Na drodze ustawiona była kolumna składające się z dziesiątek czteroosobowych dorożek, do których zaprzężono po dwa Testrale. Usiadła na jednym z wozów i z uwagą przyglądała się stworzeniom które miały go ciągnąć. Dobrze wiedziała czym są, jej wiedza dotycząca magicznych stworzeń była bardzo obszerna. Testrale to istoty przynoszące nieszczęście. Zobaczyć je mogą tylko osoby, które były świadkiem czyjejś śmierci i zrozumiały czym jest kres ludzkiego życia. Dla kogoś bez tego doświadczenia były niewidzialne. Większość uważała, że powozy są zaczarowane i poruszają się same.
-Można się dosiąść? - Odwróciła wzrok w stronę z której dochodził głos. Należał do młodego chłopaka, który prawdopodobnie był w jej wieku.
-Jasne. - Zabrała torbę z siedzenia obok i położyła sobie na kolanach.
-Vincent, Gregory! Ruszcie się! Mamy wolne miejsca! - Zawołał swoich kolegów i usiadł naprzeciwko niej. Jego blond włosy pląsały niezdarnie na wietrze, a w szarych oczach można było się zatracić.
-Ciekawe czy Sytherin wygra Puchar Domów w tym roku. - Rzekł Vincent zajadając się lukrowanym pączkiem. Kiedy siadał odnosiło się wrażenie, że wóz się przechylił.
-Slytherin z pewnością wygra. Zmiażdżymy tych cholernych Gryfonów tak, że utoną we własnych łzach. - Dodał Gregory zajmując ostatnie wolne miejsce zmniejszając przy tym różnicę wagową jaka dzieliła obie strony.
-Dumbledore zawsze adorował Gryfonów. Zwłaszcza Pottera. Oczywistym jest więc, że przyznawanie Pucharu Domów było ustawione. Już dawno powinniście to zauważyć. - Najwyraźniej nie miał ochoty rozmawiać na temat, który miałby cokolwiek wspólnego z Gryffindorem, a tym bardziej z Harrym Potterem, którego szczerze nienawidził. - W każdym razie nie jest to teraz istotne. - Oparł wygodnie plecy o drewniane oparcie ławeczki. - Kim jesteś? - Zwrócił się do drobnej osóbki, która cały czas się im przyglądała.
-Nikim istotnym. - Odparła.
-Masz chociaż jakieś imię? - Powóz poruszył się. Droga która prowadziła do szkoły wyglądała jak granica po środku lasu chroniąca przed złem czającym się między pniami kolosalnych drzew.
-Nazywam się Veronica Sheffield. Mam nadzieję, że zaspokoiłam Twoje pragnienie poznawania cudzych imion. - Zagarnęła włosy za ucho.- Teraz Wy możecie zaspokoić moje.
-Tak. Czuję się teraz bardzo usatysfakcjonowany. - Uśmiechnął się szelmowsko. - Ja jestem Draco Malfoy. Ten grubas obok mnie to Vincent Crabbe, a ten tu to Gregory Goyle.
-Ej! Wcale nie jestem taki gruby! - Oburzył się chłopak od pączka.
-Gruby nie, ale spasiony tak. - Zażartował Goyle. Pulchny Vincent kipiał ze złości jednak nie reagował już na docinki kolegi. Powóz zarzucał jadąc po wyboistej drodze, a fałdy tłuszczu Vincenta trzęsły się jak galaretka.
-Czy Twoje pragnienie również zostało zaspokojone? - Wbił w nią spojrzenie szarych tęczówek.
-Poznanie waszych imion nie było dla mnie szczególnie ważne, niemniej jednak miło mi. - Robiło się coraz ciemniej. Niebieskie lampiony, które oświetlały powozy przypominały chmarę świetlików, a rozłożyste konary tworzyły tunel jakby spleciony z tysięcy dłoni.
-Więc Veronico... - Zagadnął Greg.
-Ronnie. Wystarczy Ronnie. - Nie przepadała za swoim pełnym imieniem. Było jak dla niej za długie i dość trudne do wymówienia.
-Dobrze. W takim razie Ronnie. Nie jesteś uczennicą Hogwartu, prawda? - Był zaciekawiony jej osobą. Bardzo lubił poznawać ludzi, którzy na pierwszy rzut oka wydawali mu się interesujący.
-Prawda, ale myślałam, że to oczywiste skoro żaden z Was mnie nie kojarzy.
-Więc co Cię tu sprowadza?
-Przybywam tu z polecenia Madame Maxime, dyrektorki Beauxbatons, ale nie chcę o tym rozmawiać, przynajmniej dopóki sama nie dowiem się wszystkich szczegółów. Wspominaliście coś o Pucharze Domów, co to takiego? - Już od pewnego czasu chciała się czegoś o tym dowiedzieć. Kiedy padło pytanie o cel jej wizyty nadarzyła się dobra okazja do zmiany tematu.
-Puchar Domów to pewien rodzaj wyróżnienia, które przyznaje się pod koniec roku szkolnego jednemu z czterech domów. Zdobyć go można zbierając punkty które przydziela dyrekcja oraz nauczyciele szkoły. - Wyjaśnił Draco niechętnie wracając do pierwszego tematu.
-Interesujące. W Beauxbatons dziewczęta pozabijałyby się o to. - Widać było, że go to rozbawiło.
-A Ty? Zabiłabyś za ten puchar? - Zapytał po chwili.
-Zabiłabym za kociołkowe pieguski, za puchar już niekoniecznie. - Nie takiej odpowiedzi się spodziewał, jednak nie ukrywał, że była zabawna.
-Też bym zabił za kociołkowe pieguski. - Odezwał się Vincent, który od momentu obrażenia jego majestatu milczał jak grób.
-W to chyba nikt nie wątpi. - Skwitował Gregory za co dostał ciężkiego kopniaka w piszczel. Jednak odrobina bólu była warta zobaczenia naburmuszonej, czerwonej od gniewu miny Crabbe'a. Bardzo lubił żartować z przyjaciela w kwestii jego zamiłowania do jedzenia.
-Uspokójcie się. Jesteśmy już prawie na miejscu. - Draco był podirytowany zachowaniem swoich towarzyszy. Ronnie spojrzała wzdłuż drogi. Z daleka widoczne było jezioro w którym odbijały się ostatnie promyki zachodzącego słońca. Po jego przeciwnej stronie widniał potężny wykuty w skale zamek z licznymi wieżami i basztami. Całość wyglądała jak namalowany na płótnie obraz.
Testrale zatrzymywały się kolejno przy kamiennym moście wiodącym do wejścia, zawracały kiedy każdy opuścił pojazd.
-Nareszcie! Już myślałem, że nigdy tu nie dotrzemy. - Gregory zeskoczył z wozu i rozciągnął zesztywniałe mięśnie. Zaraz po nim zszedł Vincent, który myślał już tylko o tym co będzie dzisiaj na kolację. Następnie swoje miejsce opuścił Malfoy.
-Pomogę Ci. - Draco wyciągnął rękę w kierunku Ronnie. Zawahała się przez moment, mimo to chwyciła jego dłoń, która była bardzo zimna i przyjemna w dotyku.
-Dziękuję. - Zstąpiła na ziemię i szybko zabrała rękę.
Wszystkich ciepło powitała Profesor Minerwa McGonagall. Starsza kobieta średniego wzrostu, bardzo szczupła. Ubrana w długą czarną suknię, oraz sweter w kolorze mchu.
-Witajcie moi drodzy! - Zaczęła. - Cieszę się, że dotarliście bezpiecznie. Na początek prosiłabym aby wszyscy udali się do swoich pokoi w celu pozostawienia w nich rzeczy osobistych, następnie skierujcie się do Wielkiej Sali, gdzie uroczystą kolacją przywitamy nowych uczniów i rozpoczniemy kolejny rok szkolny. - Na jej pomarszczonej twarzy zagościł lekki uśmiech. Kiedy młodzież uzyskała pozwolenie na przejście wiaduktu prowadzącego do budynku szkoły Ronnie pożegnała towarzyszy podróży i podeszła do czarownicy.
-Przepraszam, czy mogę o coś zapytać?
-Pytaj, jeśli to ważne. - Wykonała neutralny ruch dłońmi składając je wewnętrznymi stronami do siebie.
-Nazywam się Veronica Sheffield. Jestem tu z polecenia Pani Madame Maxime. Miałam się spotkać z Panem Albusem Dumbledorem.
-Tak. Profesor wspominał coś o uczennicy z Beauxbatons. Proszę ze mną Panno Sheffield. - Ronnie posłusznie podążyła za kobietą.
Niebo było koloru atramentu. Chodny, wieczorny wiatr przenikał przez szczeliny w grubych kamiennych murach i beztrosko zwiedzał długie, kręte korytarze. Wieża w której znajdował się gabinet dyrektora była opustoszała. Słychać było jedynie ciche kroki, należące do Profesor McGonagall i Veronici. Szły w milczeniu, które przerywały co jakiś czas uprzejme powitania postaci z obrazów. Zatrzymały się przy dużym posągu chimery osadzonym wgłąb ściany.
-Proszę stanąć tutaj. - Wskazała miejsce pod statuą. - Tędy dostaniesz się do gabinetu profesora Dumbledore'a. - Wyjaśniła, po czym rzekła. - Cytrynowy sorbet. - Brzmiało to dość dziwnie, ale na dźwięk tych słów figura zatrzęsła się. Ronnie stanęła na wysuwających się stopniach, które obrotowym ruchem poruszały się do góry ciągnąc za sobą serpentynę schodów. Posąg zatrzymał się kilka metrów wyżej w przedsionku. Zastukała ciężką kołatką w drewnianą powierzchnię.
-Proszę wejść! - Nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi do środka. Wnętrze pokoju było zastawione regałami z książkami oraz gablotami przepełnionymi różnego rodzaju przyrządami, które zapewne nie były używane od dawna. Nie mogło również zabraknąć kominka w którym płomienie łapczywie pożerały drewno oraz portretów byłych dyrektorów Hogwartu. Na wprost wejścia stało biurko za którym siedział bardzo stary mężczyzna. Miał długą białą brodę przewiązaną cienkim sznurkiem, a na głowie nosił zdobioną licznymi haftami czapkę.
-Dobry wieczór Panie Dumbledorze. - Pokój pachniał starymi księgami, a z paleniska emanowało przyjemne ciepło.
-Dobry wieczór. Ty pewnie jesteś Veronica. - Podniósł wzrok znad stosu pergaminów i listów, które zalegały na całej powierzchni blatu. Kiedy wstawał z zamiarem uściśnięcia dłoni strącił kilka z nich powodując szeleszczący deszcz. - Psiakość. - Zaklął widząc bałagan na podłodze. Ronnie pomogła pozbierać porozrzucaną korespondencję. Zauważyła, że na wielu kopertach widniał lak z herbem Akademii Magii Beauxbatons. - Dziękuję za pomoc.
-Nie ma Pan za co dziękować. - Odłożyła ostatnie pisma z powrotem na miejsce.
-Teraz mogę Cię należycie przywitać. - Uścisnęli sobie dłonie. - Witam Cię w Hogwarcie, Veronico. Usiądź proszę.
-Bardzo mi miło. - Mephistofeles, który całą podroż spał w jej kapturze zaczął się niespokojnie poruszać. Zwabiony dźwiękiem palonego drewna i trzaskających płomieni podleciał do kominka i usiadł w gorącym żarze, a ogień delikatnie opatulił jego czarną łuskę.
-Ah! Mephisto wracaj tu natychmiast! - Wpadła w lekką panikę. Bardzo chciała zatrzymać w tajemnicy fakt, że posiada smoka. - Proszę wybaczyć. Zapewniam, że nie jest groźny.
-Ha ha ha. Nic nie szkodzi. - Musiała wyglądać zabawnie. - Czy to smok walijski? - Podszedł do kominka w którym się wylegiwał.
-Nie... - Zawahała się. - To Cienisty Remlaer. - Cienisty Remlaer to gatunek, który wyginął trzy wieki temu. Prawdopodobnie ostatniego smoka widziano w roku 1691 jak szybował nad szczytami gór skandynawskich. Jego nazwa pochodzi od imienia czarodzieja, który natknął się na ich leże podczas swojej wyprawy. Smoki te były bardzo szybkie i zwinne. Potrafiły zmieniać swój rozmiar od małego gołębia po piętrowy dom. Zionęły niebieskim płomieniem, który był gorętszy i palił się dłużej od zwykłego ognia.
-Remlaer? Ten gatunek wyginął wieki temu. Skąd go masz? - Przyjrzał się uważniej małemu gadu.
-To bardzo długa historia... Kiedyś Panu opowiem jeśli pozwoli mi go Pan go tu zatrzymać. To mój przyjaciel. - Ogarnął ją przestrach. - Nie mogłeś wytrzymać jeszcze trochę? Nie wiem co zrobię jak mi Cię zabiorą.
-Nie martw się. Jestem w stanie wyczuć, że ten człowiek ma dobre serce. - Rtęciowe ślepia błyszczały niczym iskierki.
-No cóż. Jeśli to przyjaciel to nie mam prawa niszczyć tak pięknego związku. Jednak ostrzegam, że jeśli skrzywdzi któregoś z uczniów odeślę go do Rumunii, gdzie spędzi resztę swojego życia. - Dał jasno do zrozumienia, że drugiej szansy nie będzie.
-Przysięgam, że nic się nie wydarzy. Dziękuję z całego serca. - Prawie popłakała się ze szczęścia.
-Widzisz? Mówiłem, że będzie dobrze. - Wprawił ogonem drobinki popiołu w powietrzny taniec.
-Nic już nie mów gadzie! - Nie mogła wybaczyć mu jego bezmyślności, przynajmniej nie tak od razu.
-W każdym razie może wróćmy do tego na czym skończyliśmy. - Ronnie zajęła miejsce, które wcześniej dla niej przygotował. - Czy Pani Madame Maxime wyjaśniła Ci dlaczego tak nagle miałaś udać się do naszej szkoły? - Zapalał kolejno świece znajdujące się w mosiężnych naściennych świecznikach aby rozjaśnić trochę panujący półmrok.
-Wiem tylko tyle, że mam tu zostać przez miesiąc. Pani dyrektor nie chciała mi nic więcej powiedzieć, a ja jako uczennica mogłam jedynie wykonać polecenie i przyjechać tutaj. - Na moment jej uwagę odwrócił zegar z kukułką, który prawdopodobnie był zepsuty. Nie wskazywał konkretnej godziny, a wskazówki się nie poruszały, mimo to kukułka zakukała trzy razy.
-Nie sądziłem, że Pani Madame Maxime, aż tak zatai cel Twojej wizyty. - Usiadł w swoim fotelu i pogładził brodę pomarszczoną dłonią. - Więc nie pozostało mi nic innego jak wyjaśnić Ci o co chodzi. - Wyraz jego twarzy zwiastował poważną rozmowę i przez chwilę poczuła dreszcz na plecach. - Pani Madame Maxime okłamała Cię. Wcale nie zostaniesz tu przez miesiąc. - Na tą informację także Mephistopheles się wzdrygnął. Nastąpiła chwila ciszy. Zdawałoby się, że nawet postacie z obrazów wyczuły rosnące napięcie.
-Jak to? - Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści.
-Tak naprawdę będziesz kontynuowała naukę tutaj w Hogwarcie jako członek jednego z czterech domów. Na dzisiejszej kolacji wraz z pierwszorocznymi przyodziejesz Tiarę Przydziału. Taka była decyzja Brytyjskiego Ministerstwa Magii. - Przygryzła wargę. W pierwszej chwili była przekonana, że to zwykły żart starego człowieka i z grzeczności wypadałoby chociaż zachichotać. Następnie jednak zrozumiała, że to nie był żart tylko szczera prawda.
-Zostałam przeniesiona? Z jakiego powodu? Zawsze przykładałam się do nauki i nie sprawiałam większych problemów... no może czasami... ale...
-Wystarczy. - Przerwał jej. - Nikt Cię o nic nie wini, ale do Ministerstwa wpłynęły pewne informacje dotyczące Twojej osoby. Podobno potrafisz coś co może zagrozić nie tylko światu czarodziejów, ale i Mugoli. - Poczuła ukłucie w sercu. Zawiodła się na Pani Madame Maxime, ponieważ nie miała odwagi poinformować jej o tym osobiście.
-O nie. - Powiedziała w myślach.
-Jeśli ktoś coś wie sytuacja może być nieciekawa. - Mephisto wyleciał z kominka i usiadł na jej ramieniu. - Od teraz będziesz musiała się lepiej pilnować.
-Informacja była na tyle wiarygodna, że postanowiliśmy mieć na Ciebie oko, a w Hogwarcie mamy do tego najlepsze warunki. - Kontynuował.
-Nie łatwiej byłoby mnie odizolować? - Dopiero teraz zrozumiała w jakiej sytuacji się znalazła. Jej serce zaczęło bić szybciej, a oddech stał się nierówny, aczkolwiek starała się zachować naturalny wyraz twarzy.
-Nie możemy odebrać Ci Twoich praw i zamknąć bez zbitych dowodów. Na razie jesteś pod zwykłą obserwacją. Ministerstwo nie mogło zignorować tak poważnego oskarżenia. Ta możliwość była najłagodniejszym rozwiązaniem jakiego mogli się podjąć. Przykro mi, że tak to wygląda. Pozostaje tylko kwestia formalna. - Podsunął jej dokument i pióro.
-Co to? - Spojrzała na kawałek pergaminu.
-To dokument, który potwierdza, że zgadzasz się zostać w naszej szkole. Radzę podpisać. Tak będzie lepiej dla Ciebie. Jeśli odmówisz, Ministerstwo weźmie sprawę bardziej poważnie i prawdopodobnie postawi Cię przed sądem, a tam nikogo nie traktuje się ulgowo, nawet tych niewinnych. - Był bardzo życzliwy kiedy to mówił. Ronnie wzięła pióro do ręki i zamoczyła w atramencie. Podpisała.




~♠~

T.B.C

7 komentarzy

  1. Świetne. Uwielbiam czytać różne fanfiction i juz teraz mogę stwierdzić, że będę tutaj stałym bywalcem. Z komentarzami może być różnie, ale będę xd
    Wciągnęłaś mnie już na początku ;)
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Taka opinia naprawdę poprawia nastrój i natychmiast zagrzewa do dalszej pracy. Także w tym momencie zabieram się za pisanie dalszych rozdziałów. :)

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba , na pewno jeszcze nie raz zajrzę na twojego bloga. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym jeszcze wiedziała od czego zacząć.. Chyba wspominałam kiedyś, że bardzo lubię Twoją twórczość prawda? A jeżeli nie to teraz wspominam. ;3 Przez Ciebie.. Albo dzięki Tobie mam ochotę znów zobaczyć wszystkie filmy HP za jednym wciągnięciem, a przecież niespełna rok temu to robiłam ;-; To chyba dobrze świadczy. <3 Komentując już konkretnie rozdział był świetny! Tajemniczy, dłuższy, ciekawy i mogłabym tak wymieniać jeszcze dalej i dalej, ale chyba przekazałam już to co chciałam najbardziej ;3 mam jedynie nadzieję, że nie porzucisz go tak szybko mimo zapewnień, gdyż bardzo się wciągnęłam ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam maraton z HP, który zachęcił mnie do ponownego przeczytania Wspaniałego Kociołka.
      W sumie to całkiem rozsądne, teraz mam odświeżony obraz hogwartu, wiem jak wyglądają Testrale, a nawet samo przejście do Dumbledora. Oglądało się tego Harrego x razy, a jednak mało co pamiętam.. Pewnie przez moje tendencje do zasypiania, podczas oglądania filmów xD.
      Niemniej, czytało się tak samo dotrze jak za pierwszym razem, tyle, że teraz nie czuję się tak jakbym urwała się z choinki, właśnie przez to, że widzę w głowie te wszystkie rzeczy, których wcześniej nie widziałam, bo najzwyczajniej w świecie nie pamiętałam.
      No to, kopytkuję dalej przez rozdziały! ;)

      Usuń
  4. 25 year-old Budget/Accounting Analyst I Leland Fishpoole, hailing from Brentwood Bay enjoys watching movies like "See Here, Private Hargrove" and Skiing. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Ferrari 250 GT SWB Speciale Aerodinamica. tak

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.