Niebo było
szare i ciężkie, tak jakby duchy przeszłości wisiały w chmurach
przez które nigdy nie może przebić się słońce. Górzysty obszar
tworzył podstawę dla rozłożystych równin pośród których
ciągnął się potok ze stali i desek. Potężna lokomotywa czynnie
wprawiała osie kołowe w ruch. Maszyna poruszała się z dużą
prędkością zostawiając za sobą kłęby ciemnego dymu. Pociąg
składał się zaledwie z kilkunastu wagonów oraz obecnych w nich
młodych czarodziejów, którzy wyczekiwali ostatniego przystanku ich
podróży. - Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Jeden z
przedziałów był przeznaczony dla wyjątkowego pasażera. Na
miejscu przy oknie siedziała szesnastoletnia dziewczyna. W dłoniach
trzymała otwartą książkę i przy stłumionym świetle pogrążyła
się w transie barwnego świata literatury. Rzeczywistość
przestawała dla niej istnieć kiedy czytała. Jej twarz wyrażała
spokój, ale w miodowych oczach można było dostrzec odrobinę żalu.
Długie, czarne jak onyks włosy połyskiwały łagodnie w świetle
dnia. Delikatna, niemal mleczna cera sprawiała, że wyglądała
tajemniczo, a jednocześnie przenikliwie pięknie.
Zamknęła
książkę, pogładziła dłonią zniszczoną okładkę, która
przedstawiała pęknięty zegarek kieszonkowy na tle serca. Schowała
przedmiot do podręcznego bagażu po czym wstała aby rozprostować
kości. Podeszła do siedzenia naprzeciwko na którym spał mały
smok wielkości gołębia. Wyglądem przypominał zielonego smoka
walijskiego, jednak jego łuska była koloru czarnego z ostrymi
kolcami umiejscowionymi wzdłuż grzbietu i ogona. Pogłaskała go po
głowie. Stworzenie zbudzone nagłym dotykiem otworzyło ślepia
szare jak rtęć.
-Za chwilę
wysiadamy, Mephisto. - Powiedziała do gada, który poruszył
skrzydłami i wydał z siebie cichy ryk. Ubrała na siebie czarny
płaszcz z kapturem do którego schował się smok.
Pociąg
zatrzymał się na stacji w wiosce Hogsmeade. Była to obszerna i
odosobniona od reszty świata osada. Zbudowano tam przez lata wiele
domów ustawionych w niewielkich odstępach. Uliczki wyróżniały
się barwnymi sklepami i gospodami. Miejsce zapewniające wspaniałą
rozrywkę dla każdego czarodzieja. Oczarowujące intensywnym
zapachem miodu pitnego i karmelu.
Niewielką
stację ogarnął przenikliwy hałas. Z pojazdu kolejno zaczęli
wysiadać uczniowie, którzy odnajdując swoich przyjaciół w
tłumie zaczęli zbierać się w niewielkie grupy. Głośne rozmowy i
śmiechy wzbierały na sile. Ciemnowłosa wysiadła jako ostatnia.
Stojąc na skraju peronu przyglądała się tej niewielkiej armii.
Wszyscy tak dobrze się znali. Nawet pierwszoroczni sprawiali
wrażenie zaaklimatyzowanych z ludźmi i otoczeniem.
-Czuję,
że to będzie ciężki miesiąc dla mnie, Mephisto. -
Skomunikowała się ze swoim chowańcem w myślach. To była jedna z
jej dziwnych i niezrozumiałych zdolności. Od dziecka potrafiła
zrozumieć mowę wszelakich stworzeń i porozumiewać się z nimi.
-Nie
nastawiaj się tak pesymistycznie. Na pewno nie będzie tak źle.
-Wystawił głowę z kaptura i
oparł na jej ramieniu.
-Nie
jestem przekonana. Spójrz na tych wszystkich ludzi. Nie pasuje
tutaj.
-Daj
spokój Ronnie. Może uda Ci się z kimś zaprzyjaźnić, a jeśli
ktoś Ci się będzie naprzykrzał to go podpalę. - Z
nozdrzy buchnął mu lekki kłębek dymu. Zahihotała.
-Najważniejsze,
że Ty ze mną jesteś. -
Posmyrała go palcem po pyszczku. - A teraz schowaj się.-
Mały gad skrył się w materiale.
Panujący
harmider ucichł, kiedy głos zabrał pewien mężczyzna. Nazywał
się Rebeus Hagrid. Był olbrzymi. Jego długa broda przypominała
kłęb splątanej sieci, a ubiór był zdobiony licznymi łatami i
szwami. Wyglądał jak kloszard jednak nie budził niepokoju.
-Witam
was wszystkich na stacji w Hogsmeade! - Miał donośny, lekko drżący
głos. - Pierwszoroczni idą ze mną, a reszta ma udać się do
powozów, które zawiozą was prosto do szkoły. No... I to by było
na tyle. - Zakończył ze świadomością, że ciężko przychodzą
mu publiczne przemówienia. Odwrócił się i ruchem ręki dał znak
pierwszoklasistom żeby podążali za nim. Ronnie była lekko
zdezorientowana ponieważ nie wiedziała, czy powinna iść razem z
olbrzymem, czy udać się tam, gdzie starsi uczniowie. Ostatecznie
wybrała drugą możliwość.
Na
drodze ustawiona była kolumna składające się z dziesiątek
czteroosobowych dorożek, do których zaprzężono po dwa Testrale.
Usiadła na jednym z wozów i z uwagą przyglądała się stworzeniom
które miały go ciągnąć. Dobrze wiedziała czym są, jej wiedza
dotycząca magicznych stworzeń była bardzo obszerna. Testrale to
istoty przynoszące nieszczęście. Zobaczyć je mogą tylko osoby,
które były świadkiem czyjejś śmierci i zrozumiały czym jest
kres ludzkiego życia. Dla kogoś bez tego doświadczenia były
niewidzialne. Większość uważała, że powozy są zaczarowane i
poruszają się same.
-Można się
dosiąść? - Odwróciła wzrok w stronę z której dochodził głos.
Należał do młodego chłopaka, który prawdopodobnie był w jej
wieku.
-Jasne. -
Zabrała torbę z siedzenia obok i położyła sobie na kolanach.
-Vincent,
Gregory! Ruszcie się! Mamy wolne miejsca! - Zawołał swoich kolegów
i usiadł naprzeciwko niej. Jego blond włosy pląsały niezdarnie na
wietrze, a w szarych oczach można było się zatracić.
-Ciekawe czy
Sytherin wygra Puchar Domów w tym roku. - Rzekł Vincent zajadając
się lukrowanym pączkiem. Kiedy siadał odnosiło się wrażenie, że
wóz się przechylił.
-Slytherin z
pewnością wygra. Zmiażdżymy tych cholernych Gryfonów tak, że
utoną we własnych łzach. - Dodał Gregory zajmując ostatnie wolne
miejsce zmniejszając przy tym różnicę wagową jaka dzieliła obie
strony.
-Dumbledore
zawsze adorował Gryfonów. Zwłaszcza Pottera. Oczywistym jest więc,
że przyznawanie Pucharu Domów było ustawione. Już dawno
powinniście to zauważyć. - Najwyraźniej nie miał ochoty
rozmawiać na temat, który miałby cokolwiek wspólnego z
Gryffindorem, a tym bardziej z Harrym Potterem, którego szczerze
nienawidził. - W każdym razie nie jest to teraz istotne. - Oparł
wygodnie plecy o drewniane oparcie ławeczki. - Kim jesteś? -
Zwrócił się do drobnej osóbki, która cały czas się im
przyglądała.
-Nikim
istotnym. - Odparła.
-Masz
chociaż jakieś imię? - Powóz poruszył się. Droga która
prowadziła do szkoły wyglądała jak granica po środku lasu
chroniąca przed złem czającym się między pniami kolosalnych
drzew.
-Nazywam się
Veronica Sheffield. Mam nadzieję, że zaspokoiłam Twoje pragnienie
poznawania cudzych imion. - Zagarnęła włosy za ucho.- Teraz Wy
możecie zaspokoić moje.
-Tak. Czuję
się teraz bardzo usatysfakcjonowany. - Uśmiechnął się
szelmowsko. - Ja jestem Draco Malfoy. Ten grubas obok mnie to
Vincent Crabbe, a ten tu to Gregory Goyle.
-Ej! Wcale
nie jestem taki gruby! - Oburzył się chłopak od pączka.
-Gruby nie,
ale spasiony tak. - Zażartował Goyle. Pulchny Vincent kipiał ze
złości jednak nie reagował już na docinki kolegi. Powóz zarzucał
jadąc po wyboistej drodze, a fałdy tłuszczu Vincenta trzęsły się
jak galaretka.
-Czy Twoje
pragnienie również zostało zaspokojone? - Wbił w nią spojrzenie
szarych tęczówek.
-Poznanie
waszych imion nie było dla mnie szczególnie ważne, niemniej jednak
miło mi. - Robiło się coraz ciemniej. Niebieskie lampiony, które
oświetlały powozy przypominały chmarę świetlików, a rozłożyste
konary tworzyły tunel jakby spleciony z tysięcy dłoni.
-Więc
Veronico... - Zagadnął Greg.
-Ronnie.
Wystarczy Ronnie. - Nie przepadała za swoim pełnym imieniem. Było
jak dla niej za długie i dość trudne do wymówienia.
-Dobrze. W
takim razie Ronnie. Nie jesteś uczennicą Hogwartu, prawda? - Był
zaciekawiony jej osobą. Bardzo lubił poznawać ludzi, którzy na
pierwszy rzut oka wydawali mu się interesujący.
-Prawda, ale
myślałam, że to oczywiste skoro żaden z Was mnie nie kojarzy.
-Więc co
Cię tu sprowadza?
-Przybywam
tu z polecenia Madame Maxime, dyrektorki Beauxbatons, ale nie chcę o
tym rozmawiać, przynajmniej dopóki sama nie dowiem się wszystkich
szczegółów. Wspominaliście coś o Pucharze Domów, co to takiego?
- Już od pewnego czasu chciała się czegoś o tym dowiedzieć.
Kiedy padło pytanie o cel jej wizyty nadarzyła się dobra okazja do
zmiany tematu.
-Puchar
Domów to pewien rodzaj wyróżnienia, które przyznaje się pod
koniec roku szkolnego jednemu z czterech domów. Zdobyć go można
zbierając punkty które przydziela dyrekcja oraz nauczyciele szkoły.
- Wyjaśnił Draco niechętnie wracając do pierwszego tematu.
-Interesujące.
W Beauxbatons dziewczęta pozabijałyby się o to. - Widać było, że
go to rozbawiło.
-A Ty?
Zabiłabyś za ten puchar? - Zapytał po chwili.
-Zabiłabym
za kociołkowe pieguski, za puchar już niekoniecznie. - Nie takiej
odpowiedzi się spodziewał, jednak nie ukrywał, że była zabawna.
-Też bym
zabił za kociołkowe pieguski. - Odezwał się Vincent, który od
momentu obrażenia jego majestatu milczał jak grób.
-W to chyba
nikt nie wątpi. - Skwitował Gregory za co dostał ciężkiego
kopniaka w piszczel. Jednak odrobina bólu była warta zobaczenia
naburmuszonej, czerwonej od gniewu miny Crabbe'a. Bardzo lubił
żartować z przyjaciela w kwestii jego zamiłowania do jedzenia.
-Uspokójcie
się. Jesteśmy już prawie na miejscu. - Draco był podirytowany
zachowaniem swoich towarzyszy. Ronnie spojrzała wzdłuż drogi. Z
daleka widoczne było jezioro w którym odbijały się ostatnie
promyki zachodzącego słońca. Po jego przeciwnej stronie widniał
potężny wykuty w skale zamek z licznymi wieżami i basztami. Całość
wyglądała jak namalowany na płótnie obraz.
Testrale
zatrzymywały się kolejno przy kamiennym moście wiodącym do
wejścia, zawracały kiedy każdy opuścił pojazd.
-Nareszcie!
Już myślałem, że nigdy tu nie dotrzemy. - Gregory zeskoczył z
wozu i rozciągnął zesztywniałe mięśnie. Zaraz po nim zszedł
Vincent, który myślał już tylko o tym co będzie dzisiaj na
kolację. Następnie swoje miejsce opuścił Malfoy.
-Pomogę Ci.
- Draco wyciągnął rękę w kierunku Ronnie. Zawahała się przez
moment, mimo to chwyciła jego dłoń, która była bardzo zimna i
przyjemna w dotyku.
-Dziękuję.
- Zstąpiła na ziemię i szybko zabrała rękę.
Wszystkich
ciepło powitała Profesor Minerwa McGonagall. Starsza kobieta
średniego wzrostu, bardzo szczupła. Ubrana w długą czarną
suknię, oraz sweter w kolorze mchu.
-Witajcie
moi drodzy! - Zaczęła. - Cieszę się, że dotarliście
bezpiecznie. Na początek prosiłabym aby wszyscy udali się do
swoich pokoi w celu pozostawienia w nich rzeczy osobistych, następnie
skierujcie się do Wielkiej Sali, gdzie uroczystą kolacją
przywitamy nowych uczniów i rozpoczniemy kolejny rok szkolny. - Na
jej pomarszczonej twarzy zagościł lekki uśmiech. Kiedy młodzież
uzyskała pozwolenie na przejście wiaduktu prowadzącego do budynku
szkoły Ronnie pożegnała towarzyszy podróży i podeszła do
czarownicy.
-Przepraszam,
czy mogę o coś zapytać?
-Pytaj,
jeśli to ważne. - Wykonała neutralny ruch dłońmi składając je
wewnętrznymi stronami do siebie.
-Nazywam się
Veronica Sheffield. Jestem tu z polecenia Pani Madame Maxime. Miałam
się spotkać z Panem Albusem Dumbledorem.
-Tak.
Profesor wspominał coś o uczennicy z Beauxbatons. Proszę ze mną
Panno Sheffield. - Ronnie posłusznie podążyła za kobietą.
Niebo było
koloru atramentu. Chodny, wieczorny wiatr przenikał przez szczeliny
w grubych kamiennych murach i beztrosko zwiedzał długie, kręte
korytarze. Wieża w której znajdował się gabinet dyrektora była
opustoszała. Słychać było jedynie ciche kroki, należące do
Profesor McGonagall i Veronici. Szły w milczeniu, które przerywały
co jakiś czas uprzejme powitania postaci z obrazów. Zatrzymały się
przy dużym posągu chimery osadzonym wgłąb ściany.
-Proszę
stanąć tutaj. - Wskazała miejsce pod statuą. - Tędy dostaniesz
się do gabinetu profesora Dumbledore'a. - Wyjaśniła, po czym
rzekła. - Cytrynowy sorbet. - Brzmiało to dość dziwnie, ale na
dźwięk tych słów figura zatrzęsła się. Ronnie stanęła na
wysuwających się stopniach, które obrotowym ruchem poruszały się
do góry ciągnąc za sobą serpentynę schodów. Posąg zatrzymał
się kilka metrów wyżej w przedsionku. Zastukała ciężką
kołatką w drewnianą powierzchnię.
-Proszę
wejść! - Nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi do środka. Wnętrze
pokoju było zastawione regałami z książkami oraz gablotami
przepełnionymi różnego rodzaju przyrządami, które zapewne nie
były używane od dawna. Nie mogło również zabraknąć kominka w
którym płomienie łapczywie pożerały drewno oraz portretów
byłych dyrektorów Hogwartu. Na wprost wejścia stało biurko za
którym siedział bardzo stary mężczyzna. Miał długą białą
brodę przewiązaną cienkim sznurkiem, a na głowie nosił zdobioną
licznymi haftami czapkę.
-Dobry
wieczór Panie Dumbledorze. - Pokój pachniał starymi księgami, a z
paleniska emanowało przyjemne ciepło.
-Dobry
wieczór. Ty pewnie jesteś Veronica. - Podniósł wzrok znad stosu
pergaminów i listów, które zalegały na całej powierzchni blatu.
Kiedy wstawał z zamiarem uściśnięcia dłoni strącił kilka z
nich powodując szeleszczący deszcz. - Psiakość. - Zaklął widząc
bałagan na podłodze. Ronnie pomogła pozbierać porozrzucaną
korespondencję. Zauważyła, że na wielu kopertach widniał lak z
herbem Akademii Magii Beauxbatons. - Dziękuję za pomoc.
-Nie ma Pan
za co dziękować. - Odłożyła ostatnie pisma z powrotem na
miejsce.
-Teraz mogę
Cię należycie przywitać. - Uścisnęli sobie dłonie. - Witam Cię
w Hogwarcie, Veronico. Usiądź proszę.
-Bardzo mi
miło. - Mephistofeles, który całą podroż spał w jej kapturze
zaczął się niespokojnie poruszać. Zwabiony dźwiękiem palonego
drewna i trzaskających płomieni podleciał do kominka i usiadł w
gorącym żarze, a ogień delikatnie opatulił jego czarną łuskę.
-Ah!
Mephisto wracaj tu natychmiast! - Wpadła w lekką panikę. Bardzo
chciała zatrzymać w tajemnicy fakt, że posiada smoka. - Proszę
wybaczyć. Zapewniam, że nie jest groźny.
-Ha ha ha.
Nic nie szkodzi. - Musiała wyglądać zabawnie. - Czy to smok
walijski? - Podszedł do kominka w którym się wylegiwał.
-Nie... -
Zawahała się. - To Cienisty Remlaer. - Cienisty Remlaer to gatunek,
który wyginął trzy wieki temu. Prawdopodobnie ostatniego smoka
widziano w roku 1691 jak szybował nad szczytami gór skandynawskich.
Jego nazwa pochodzi od imienia czarodzieja, który natknął się na
ich leże podczas swojej wyprawy. Smoki te były bardzo szybkie i
zwinne. Potrafiły zmieniać swój rozmiar od małego gołębia po
piętrowy dom. Zionęły niebieskim płomieniem, który był gorętszy
i palił się dłużej od zwykłego ognia.
-Remlaer?
Ten gatunek wyginął wieki temu. Skąd go masz? - Przyjrzał się
uważniej małemu gadu.
-To bardzo
długa historia... Kiedyś Panu opowiem jeśli pozwoli mi go Pan go
tu zatrzymać. To mój przyjaciel. - Ogarnął ją przestrach. - Nie
mogłeś wytrzymać jeszcze trochę? Nie wiem co zrobię jak mi Cię
zabiorą.
-Nie
martw się. Jestem w stanie wyczuć, że ten człowiek ma dobre
serce. - Rtęciowe ślepia
błyszczały niczym iskierki.
-No cóż.
Jeśli to przyjaciel to nie mam prawa niszczyć tak pięknego
związku. Jednak ostrzegam, że jeśli skrzywdzi któregoś z uczniów
odeślę go do Rumunii, gdzie spędzi resztę swojego życia. - Dał
jasno do zrozumienia, że drugiej szansy nie będzie.
-Przysięgam,
że nic się nie wydarzy. Dziękuję z całego serca. - Prawie
popłakała się ze szczęścia.
-Widzisz?
Mówiłem, że będzie dobrze. - Wprawił
ogonem drobinki popiołu w powietrzny taniec.
-Nic
już nie mów gadzie! - Nie
mogła wybaczyć mu jego bezmyślności, przynajmniej nie tak od
razu.
-W każdym
razie może wróćmy do tego na czym skończyliśmy. - Ronnie zajęła
miejsce, które wcześniej dla niej przygotował. - Czy Pani Madame
Maxime wyjaśniła Ci dlaczego tak nagle miałaś udać się do
naszej szkoły? - Zapalał kolejno świece znajdujące się w
mosiężnych naściennych świecznikach aby rozjaśnić trochę
panujący półmrok.
-Wiem tylko
tyle, że mam tu zostać przez miesiąc. Pani dyrektor nie chciała
mi nic więcej powiedzieć, a ja jako uczennica mogłam jedynie
wykonać polecenie i przyjechać tutaj. - Na moment jej uwagę
odwrócił zegar z kukułką, który prawdopodobnie był zepsuty. Nie
wskazywał konkretnej godziny, a wskazówki się nie poruszały, mimo
to kukułka zakukała trzy razy.
-Nie
sądziłem, że Pani Madame Maxime, aż tak zatai cel Twojej wizyty.
- Usiadł w swoim fotelu i pogładził brodę pomarszczoną dłonią.
- Więc nie pozostało mi nic innego jak wyjaśnić Ci o co chodzi. -
Wyraz jego twarzy zwiastował poważną rozmowę i przez chwilę
poczuła dreszcz na plecach. - Pani Madame Maxime okłamała Cię.
Wcale nie zostaniesz tu przez miesiąc. - Na tą informację także
Mephistopheles się wzdrygnął. Nastąpiła chwila ciszy. Zdawałoby
się, że nawet postacie z obrazów wyczuły rosnące napięcie.
-Jak to? -
Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści.
-Tak
naprawdę będziesz kontynuowała naukę tutaj w Hogwarcie jako
członek jednego z czterech domów. Na dzisiejszej kolacji wraz z
pierwszorocznymi przyodziejesz Tiarę Przydziału. Taka była decyzja
Brytyjskiego Ministerstwa Magii. - Przygryzła wargę. W pierwszej
chwili była przekonana, że to zwykły żart starego człowieka i z
grzeczności wypadałoby chociaż zachichotać. Następnie jednak
zrozumiała, że to nie był żart tylko szczera prawda.
-Zostałam
przeniesiona? Z jakiego powodu? Zawsze przykładałam się do nauki i
nie sprawiałam większych problemów... no może czasami... ale...
-Wystarczy.
- Przerwał jej. - Nikt Cię o nic nie wini, ale do Ministerstwa
wpłynęły pewne informacje dotyczące Twojej osoby. Podobno
potrafisz coś co może zagrozić nie tylko światu czarodziejów,
ale i Mugoli. - Poczuła ukłucie w sercu. Zawiodła się na Pani
Madame Maxime, ponieważ nie miała odwagi poinformować jej o tym
osobiście.
-O nie. -
Powiedziała w myślach.
-Jeśli
ktoś coś wie sytuacja może być nieciekawa. -
Mephisto wyleciał z kominka i usiadł na jej ramieniu. - Od
teraz będziesz musiała się lepiej pilnować.
-Informacja
była na tyle wiarygodna, że postanowiliśmy mieć na Ciebie oko, a
w Hogwarcie mamy do tego najlepsze warunki. - Kontynuował.
-Nie
łatwiej byłoby mnie odizolować? - Dopiero teraz zrozumiała w
jakiej sytuacji się znalazła. Jej serce zaczęło bić szybciej, a
oddech stał się nierówny, aczkolwiek starała się zachować
naturalny wyraz twarzy.
-Nie
możemy odebrać Ci Twoich praw i zamknąć bez zbitych dowodów. Na
razie jesteś pod zwykłą obserwacją. Ministerstwo nie mogło
zignorować tak poważnego oskarżenia. Ta możliwość była
najłagodniejszym rozwiązaniem jakiego mogli się podjąć. Przykro
mi, że tak to wygląda. Pozostaje tylko kwestia formalna. - Podsunął
jej dokument i pióro.
-Co
to? - Spojrzała na kawałek pergaminu.
-To
dokument, który potwierdza, że zgadzasz się zostać w naszej
szkole. Radzę podpisać. Tak będzie lepiej dla Ciebie. Jeśli
odmówisz, Ministerstwo weźmie sprawę bardziej poważnie i
prawdopodobnie postawi Cię przed sądem, a tam nikogo nie traktuje
się ulgowo, nawet tych niewinnych. - Był bardzo życzliwy kiedy to
mówił. Ronnie wzięła pióro do ręki i zamoczyła w atramencie.
Podpisała.
~♠~
T.B.C
Świetne. Uwielbiam czytać różne fanfiction i juz teraz mogę stwierdzić, że będę tutaj stałym bywalcem. Z komentarzami może być różnie, ale będę xd
OdpowiedzUsuńWciągnęłaś mnie już na początku ;)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo! Taka opinia naprawdę poprawia nastrój i natychmiast zagrzewa do dalszej pracy. Także w tym momencie zabieram się za pisanie dalszych rozdziałów. :)
UsuńBardzo mi się podoba , na pewno jeszcze nie raz zajrzę na twojego bloga. Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńJakbym jeszcze wiedziała od czego zacząć.. Chyba wspominałam kiedyś, że bardzo lubię Twoją twórczość prawda? A jeżeli nie to teraz wspominam. ;3 Przez Ciebie.. Albo dzięki Tobie mam ochotę znów zobaczyć wszystkie filmy HP za jednym wciągnięciem, a przecież niespełna rok temu to robiłam ;-; To chyba dobrze świadczy. <3 Komentując już konkretnie rozdział był świetny! Tajemniczy, dłuższy, ciekawy i mogłabym tak wymieniać jeszcze dalej i dalej, ale chyba przekazałam już to co chciałam najbardziej ;3 mam jedynie nadzieję, że nie porzucisz go tak szybko mimo zapewnień, gdyż bardzo się wciągnęłam ;-;
OdpowiedzUsuńZaczęłam maraton z HP, który zachęcił mnie do ponownego przeczytania Wspaniałego Kociołka.
UsuńW sumie to całkiem rozsądne, teraz mam odświeżony obraz hogwartu, wiem jak wyglądają Testrale, a nawet samo przejście do Dumbledora. Oglądało się tego Harrego x razy, a jednak mało co pamiętam.. Pewnie przez moje tendencje do zasypiania, podczas oglądania filmów xD.
Niemniej, czytało się tak samo dotrze jak za pierwszym razem, tyle, że teraz nie czuję się tak jakbym urwała się z choinki, właśnie przez to, że widzę w głowie te wszystkie rzeczy, których wcześniej nie widziałam, bo najzwyczajniej w świecie nie pamiętałam.
No to, kopytkuję dalej przez rozdziały! ;)
25 year-old Budget/Accounting Analyst I Leland Fishpoole, hailing from Brentwood Bay enjoys watching movies like "See Here, Private Hargrove" and Skiing. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Ferrari 250 GT SWB Speciale Aerodinamica. tak
OdpowiedzUsuńkancelaria adwokacka rzeszow jagiellonska
OdpowiedzUsuń