„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 17 - Wartość sentymentalna

Edytuj post

„Nie ma jej!”, „Nie ma!”, „Księga zniknęła!”, „Przepadła!” nieprzerwanie powtarzała to w myślach niczym jedną z najmroczniejszych inkantacji. Siedziała skulona  na drewnianym krześle opierając głowę o otwartą dłoń. Każde słowo z osobna odbijało się echem w jej głowie jak w głębokiej studni. „Spokojnie Ronnie... spokojnie... przypomnij sobie gdzie ostatnio ją ze sobą nosiłaś. Może gdzieś ją zostawiłaś... nie to nie możliwe... albo może jednak... cholera jasna!” Zmarszczyła brwi i przygryzła dolną wargę na tyle mocno, że po brodzie spłynęło kilka karmazynowych kropel brudząc przy tym śnieżnobiały kołnierzyk eleganckiej  koszuli.
-Sheryl! - Zerwała się z miejsca, gdy tylko ujrzała wchodzącą do pokoju współlokatorkę. - Powiedz, że przypadkiem wzięłaś moją książkę, taką starą, poplamioną, obitą czarną skórą, mniej więcej tej wielkości? - Najdokładniej jak tylko potrafiła zademonstrowała zbliżony wymiar zagubionego przedmiotu. - Albo chociaż widziałaś ją gdzieś tutaj?
-Na oba pytania odpowiedź jest niestety negatywna. - Odparła z lekko zmartwionym o koleżankę tonem. Usiadła na łóżku ubrana w granatową pidżamę w platynowe gwiazdy i ręcznikiem frotte zawiniętym na głowie w turecki turban. - Ta książka to coś ważnego? Mogę pomóc Ci jej szukać.
-Nie... To nic takiego, zwykły podręcznik. Nie przejmuj się, dam sobie radę sama. - Uśmiechnęła się sztucznie, jednak tak, aby głupiutka i naiwna Sheryl tego nie dostrzegła.
-Jak chcesz... A właśnie! Wcześniej znalazłam na podłodze ususzony kwiatek. Należy do Ciebie? - Sięgnęła po złożoną na pół bawełnianą chusteczkę z pokruszonym onętkiem w środku.
-Tak, jest mój... Dziękuję. - Odebrała z lekkim wahaniem swoją zgubę i umieściła w drugiej cennej książce zatytułowanej „Alicja w krainie czarów” poświęcając chwilę na wspomnienie momentu ze Skrzydła Szpitalnego w którym zastała ową roślinkę od nieznajomego. Po kilku sekundach wróciła do rzeczywistości.
-Ronnie, nie chciałem tego mówić, ale skoro Sheryl nie wie gdzie jest książka to nie mam wyjścia. - Mephisto wyszedł spod łóżka, gdzie chwilę wcześniej dokładnie szukał jakichkolwiek śladów zagubionego tomu. Dość poważnym tonem zwrócił uwagę Ronnie, która pod wpływem stresu spowodowanego stratą zaczynała rwać sobie włosy z głowy. - Wyczuwam w tym pokoju śladowe ilości obcego zapachu.
-Tak, domyślam się, że ktoś tu był. - Dodała od siebie w oparciu o znaleziony na podłodze przez Sheryl kwiat, który sam nie pokusiłby się o ucieczkę; byłoby to mało prawdopodobne. - To oznacza, że ministerstwo rozsyła swoje psy gdzie tylko może, czy raczej osoba, która na mnie doniosła planuje coś nowego? 
-W zasadzie obie te opcje nie wróżą nic dobrego.
-Sheryl? Zapraszałaś tu dzisiaj kogoś? - Zapytała po chwili z nadzieją, że to jednak żadna z powyższych opcji.
-Nie, czemu pytasz?
-A nie... tak tylko... z ciekawości. - Odparła. Z powrotem zajęła miejsce na krześle. Przybrała pozycję niczym rzeźba Myśliciela autorstwa Auguste'a Rodina i zamknęła oczy próbując poukładać sobie wszystko w spójną, logiczną całość.
-Co zamierzasz? - Zapytał Mephisto.
-Pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy to znaleźć padalca i odzyskać moją własność. Jestem jednak świadoma, że ta księga może przysporzyć mi kłopotów i obrócić wszystko przeciwko mnie. Najgorszy jest natomiast fakt, że nie wiem po której stronie zła stoi mój wróg. Jeśli to pies z ministerstwa to w najlepszym przypadku mogę się pożegnać z wolnością, jeśli jednak nie, to mam szansę na uratowanie sytuacji, a przy odrobinie szczęścia nawet na całkowite pozbycie się problemu. 
-Wiem, że i tak zrobisz jak zechcesz, ale moim zdaniem powinnaś udawać, że nic się nie stało.  
-Czyli Twoim zdaniem mam postąpić tak jakbym nigdy tej księgi na oczy nie widziała i udawała, że nie należy do mnie jeśli zaczną pytać? - Spojrzała na niego spod przydługiej czarnej grzywki, która nieprzyjemnie wchodziła jej w oczy i dość sfrustrowanym tonem dodała. - Wiesz przecież doskonale, że babcia Wilhelmina traktowała ten tom jak swój skarb i po śmierci zostawiła go pod moją opieką. Nie mogę ot tak o tym zapomnieć.
-A czy Ty traktujesz tę księgę jak swój skarb, czy raczej boisz się, że utrata tego piśmidła sprawi, że za jakiś czas zapomnisz o tamtym dniu? W końcu z tej księgi znałaś zaklęcie, które zabiło Jarvisa. To TA KSIĘGA zapoczątkowała całe Twoje cierpienie. Może jej zniknięcie to znak, aby zacząć żyć na nowo? Musisz przestać wmawiać sobie, że nie możesz być szczęśliwa. - Mephistopheles pchnięty przez troskę o dziewczynę mocno wlepił w nią rtęciowe ślepia. Na wspomnienie o przyjacielu machinalnie się poruszyła. Wstała z krzesła, podeszła do łóżka i opadła na nie plecami spoglądając przez sekundę na Sheryl piłującą w skupieniu paznokcie na kształt migdałów.
-Mephisto... tu chodzi o wartość sentymentalną, pamięć o babci. Utrata księgi nie sprawi, że zapomnę o tamtym dniu, to nigdy nie nastąpi, choćbym bardzo tego chciała nie ma takiej możliwości... w końcu to przeklęte znamię będzie mi towarzyszyć już zawsze. -  Przyłożyła do mostka dłoń, która zadrżała jak liść na silnym wietrze. Wstrzymała oddech uświadamiając sobie jedną rzecz. Ten niepokój, który wcześniej odczuwała na pewno ma coś wspólnego z tą sytuacją. Czy to możliwe, że osoba, która jest odpowiedzialna za zniknięcie przedmiotu nadal przebywa w murach Hogwartu, czekając na najmniejsze potknięcie Veronici? 
-Po prostu martwię się o Ciebie. Ostatnio większość czasu spędzamy osobno co w Beauxbatons nigdy nie miało miejsca. Do tego dochodzi ta sytuacja z ministerstwem i tajemniczym donosicielem, przeniesienie, problemy w szkole,  a teraz jeszcze zniknięcie księgi... - Wskoczył na łóżko i usiadł na skraju materaca. Dwie przednie łapki położył na jej przedramieniu jakby chciał zwrócić na siebie jej uwagę, której jednak mu nie odmawiała.
-Mówisz zupełnie jak ojciec z typowej amerykańskiej telenoweli. - Wypuściła powietrze z płuc. - Dziękuję, ale to moje życie i tak jak mówiłeś zrobię jak zechcę i jeśli zapragnę odnaleźć sprawcę i postanowię przez wieczność trzymać w sobie wszystkie negatywne emocje i wyrzuty sumienia to tak zrobię. Nawet ze świadomością, że masz rację, a ja się mylę. 
-Ronnie...
-Musisz zapamiętać ten zapach bo jutro wstajemy o wiele wcześniej i idziemy na zwiady, chyba, że księga jest już w ministerstwie, wtedy plany mogą ulec drobnym zmianom takim jak zakucie w łańcuchy z samego rana. - Starała się obrócić to w żart jednak ani jej ani Mephisto to nie rozbawiło. Sytuacja była zbyt poważna. - Nie ważne co się stanie musimy trzymać się razem. Zawsze to powtarzałeś, pamiętasz? - Podniosła się do pozycji siedzącej. Wzięła smoka na ręce i przytuliła do piersi jak małego, bezbronnego kota.
-Pamiętam. Możesz na mnie liczyć. 
-Ronnie idziesz na jutrzejszy mecz? - Zapytała Sheryl kończąc swój manicure rozwiewając tym samym panującą w pokoju aurę przenikliwej ciszy.
-Jaki mecz? - Ronnie całkowicie zbita z tropu obdarowała ją pytającym spojrzeniem na chwilę zapominając o wcześniejszym temacie rozmowy z Mephisto.
-Mecz quidditcha. Jutro na drugiej lekcji Slytherin gra przeciwko Gryffindorowi. Nie wiedziałaś?
-Niestety. Pierwszy raz o tym słyszę. - Pokręciła przecząco głową jednocześnie wpadając na pewien pomysł. - Ale skoro o tym wspominasz to nie wiem, czy pójdę.
-Zastanów się. Ci co nie idą na mecz spędzają czas w Wielkiej Sali na odrabianiu lekcji i indywidualnej nauce. - Ta informacja w pewnym stopniu mogła pokrzyżować jej plan, ale nie na tyle, aby całkiem zrezygnować z jego wykonania. Postanowiła nie tylko nie pójść na mecz, ale i również na zajęcia odbywające się w jego trakcie. Wymknie się, powęszy i wróci zanim ktokolwiek zauważy brak jej obecności. 

♠ 

Godzina piąta dziesięć. 
Szkolny Dziedziniec.
Choć wstała wcześniej tak jak zaplanowała to cała pewność siebie, którą skumulowała przed zaśnięciem wyparowała jak woda na pustyni wraz z pierwszym dźwiękiem starego budzika. Czuła się źle. W głowie miała kompletną pustkę, a trzęsące się z niepokoju nogi nie pozwalały jej na stawianie normalnych kroków. „Od czego zacząć?”, „Co robić?”, „Gdzie iść?” i choć pytań zadawała sobie wiele, nie miała bladego pojęcia jak powinna postąpić, aby wszystko poszło gładko i bez zbędnych kłopotów. Mephistopheles mimo iż był w o wiele lepszym stanie psychicznym był  też zbyt śpiący, aby podzielić się jedną ze swoich mądrości.
-No i jesteśmy w kropce. - Westchnęła głośno i usiadła na kamiennym murku analizując początek stresującego dnia. Mogła śmiało stwierdzić, że księga nie trafiła jeszcze do ministerstwa, przynajmniej na razie dopóki nie otrzymała żadnego wezwania od dyrektora. Jednak bazując na mądrym przysłowiu „Nie chwal dnia przed zachodem słońca” wszystko się mogło jeszcze zdarzyć. 
-Może powinnaś przeczekać ten dzień. Zobaczyć jak się potoczy. Jeśli to faktycznie sprawa ministerstwa już dzisiaj możemy spodziewać się burzy, oni z pewnością nie będą się cackać, jeśli nie to o wiele łatwiej będzie nam działać. - Ziewnął przeciągle i usiadł obok niej wypatrując zaspanym wzrokiem niewielkich stworzeń, które mógłby  upolować na śniadanie.
-Pójdę na pierwszą lekcję, może w trakcie zajęć się opanuję i coś wpadnie mi do głowy. Na drugiej jest mecz, więc będziemy mogli wykorzystać tą okazję na przeszpiegi. - Zaproponowała w geście kompromisu.
-Ty tu dowodzisz. - Zeskoczył na glebę i drapieżnym ruchem pobiegł w stronę najbliższego krzaka, gdzie skonsumował swój pierwszy posiłek w postaci polnego szczura.
Pomimo porannego planu który okazał się fiaskiem starała się zachować zimną krew. Oddała smoka pod opiekę gajowego Hagrida i obrała kurs na wieżę obserwacyjną, gdzie miała odbyć się lekcja astronomii z Aurorą Sinistrą. Weszła do sali, gdzie przywitała ją nauczycielka przygotowująca niezbędny sprzęt i tony ksiąg na dzisiejsze zajęcia. Ubrana  była w długą czarną suknię na długi rękaw oraz skórzany kapelusz przerażająco podobny do szkolnej Tiary Przydziału. Niesforne, czarne loki ciasno związała w pojedynczy warkocz z tyłu głowy, a jej czekoladowe oczy błyszczały radośnie w świetle porannego słońca. Ronnie zajęła miejsce w jednej z ławek ustawionych na planie okręgu. Korzystając z okazji, że poza ich dwójką nikogo nie ma w pomieszczeniu dokładnie rozejrzała się po sali w której znajdowało się wiele różnego rodzaju urządzeń i przyrządów do astronomii, a centrum stanowił ogromny magiczny model układu słonecznego. Od ostatniej rozmowy z Draconem na temat wszechświata znacznie bardziej przyłożyła się do nauki tego przedmiotu. Co jednak w tym momencie traciło na znaczeniu ponieważ jej myśli skupiały się wyłącznie wokół problemu numer jeden jakim było znalezienie złotego środka na rozwiązanie chorej sytuacji z wczorajszego wieczoru.
-Dzisiejszy zestaw śniadaniowy nie przypadł Ci do gustu? - Usłyszała dźwięk odsuwanego krzesła i głos działający łagodząco niczym miód na trudne rany. Wysoki chłopak o platynowych włosach zajął miejsce obok niej kładąc na blacie ciężki podręcznik i dwa zeszyty standardowej wielkości.  Przez moment nie wiedziała co odpowiedzieć. Przez stres zupełnie zapomniała o najważniejszym dziennym posiłku. 
-Z-Zapomniałam. - Wydukała decydując się odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
-Widząc Cię tutaj tak wcześnie brałem dwie opcje pod uwagę. Że zapomniałaś, albo nie byłaś głodna, choć w tym wypadku tworzy się trzecia opcja łącząca jedno i drugie. - Przyjrzał się jej. Siedziała nieostentacyjnie ze wzrokiem skierowanym przed siebie. - Śniadanie dopiero się zaczęło, jeszcze na nie zdążysz.
-Nie jestem specjalnie głodna. - Miała na twarzy wyraz wielkiego skupienia, by nie zauważył, że włada nią ogromny stres. Starała się na niego nie patrzeć choć rozproszyła ją rzecz, którą podłożył jej niemal pod sam nos. Lśniące, krwistoczerwone jabłko wielkości pięści. Delikatna woń uderzyła do jej nozdrzy przez co automatycznie poczuła się odrobinę głodna. Wzięła owoc do ręki.
-Zatrute? - Spytała podejrzliwie bazując na przeżyciach Królewny Śnieżki, której jedzenie jabłek niekoniecznie wyszło na dobre.
-Tylko pestycydami. - Uśmiechnął się szelmowsko, gdy raczyła na niego zerknąć. 
-W takim razie chętnie skosztuję. Dziękuję. - Objęła owoc dłońmi i ugryzła kawałek wbijając zęby w twardą, chrupiącą skórkę. Jej kubki smakowe połaskotane przez soczystą słodycz automatycznie sprawiły, że kąciki jej ust uniosły się lekko do góry, a blade policzki przykryła delikatna warstwa różowego koloru. - A więc... grasz w dzisiejszym meczu? - Zapytała chcąc nawiązać początek koleżeńskiej rozmowy w celu przerwania ciszy, której towarzyszył jedynie delikatny dźwięk chrupania jabłka. 
-Tak. Pierwszy oficjalny szkolny mecz w tym roku. - Oparł wygodniej plecy o twarde oparcie źle wyprofilowanego krzesła nie odrywając wzroku od przyozdobionej lekkim rumieńcem twarzy dziewczyny, która najwidoczniej nie zauważyła, że ciągle się jej przygląda, choć jego uwadze też umknął ten skromny fakt. - Przyjdziesz obejrzeć? - Zapytał jakby miał nadzieję, że udzieli mu pozytywnej odpowiedzi. Spojrzała na niego.
-Przyjdę. - Odpowiedziała zanim zdążyła się nad tym zastanowić. Nie było tego w jej pierwotnym planie. Co się nagle stało? Dlaczego zapomniała o swoim problemie? Czym było to uczucie, kiedy złapali niezwykle głęboki kontakt wzrokowy? W jednej chwili cały stres spowodowany utratą księgi zniknął jak ręką odjął, jednak sekundę później zastąpiło go szalenie szybkie bicie dwóch młodzieńczych serc. 


~♠~

T.B.C

6 komentarzy

  1. Och.. Ta końcówka jest taka kjut i kałaj. <3
    Bardzo przyjemnie mi się czytało i zastanawiam się jak Ronnie wybrnie z tego co się wpakowała.

    Powodzenia i dużej dawki weny. ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach.. Zapomniałabym. Zaskoczyłaś mnie! Kiedy weszłam na strone i zobaczyłam inny wystrój nie byłam pewna czy jestem na dobrym blogu. :D

      Jest śliczny. Taki inny, prosty i jasny. Kocham jesne kolory na blogach, są przejrzystsze i łatwiej sie je czyta.

      Usuń
  2. Popieram Nagi Sakigahara :D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3 Proszę o więcej takich sytuacji z Draco'nem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! ;-;
      Co prawda nowy rozdział nadal nie jest skończony, ale staram się bardzo i niebawem powinien ujrzeć światło dzienne. <3

      Usuń
  3. Jeju... naprawdę nie wiem co powiedzieć, ten stres na początku, niemalże czułam to co Ronnie, bałam się, że coś się stanie i to naprawdę... że Ronnie zostanie złapana, w głowie miałam same najczarniejsze scenariusze. Jednak gdy zaczęła się ta scena z Draco, po prostu czytało mi się to świetnie, cieszyłam się, że stres Ronnie tak zniknął. Dziwnie się czuję, bo naprawdę nie wiem, jak skomentować ten bardzo dobry rozdział. Gdy czytam Twoje opowiadanie, czuję jakbym czytała książkę, która bardzo lubię i czytam ją po raz któryś z kolei, ale nadal mi się nie nudzi. Zupełnie, jak Ronnie czyta gdy ,, Alicję w krainie czarów". Mogę tylko sobie wyobrazić co czuje, ale ja chyba miewam te same odczucia. Lecę czytać dalej, jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń! Naprawdę nigdy chyba nic, aż tak mnie nie zaciekawiło!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, Ronnie po prostu bardzo chciała zobaczyć jak Draco gra, że księga z zakazanymi księgami odeszła na drugi plan ^^.

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.