Pełen żalu, ale o delikatnym brzmieniu głos Veronici sprawił, że chłopak znieruchomiał na chwilę, a na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego zdziwienia. Skonsternowany rozejrzał się po korytarzu dziewczęcego dormitorium jakby szukając najmniejszego punktu zaczepienia i przetwarzając w głowie zupełnie niezrozumiałe dla niego pytanie wyprostował się i poluzował ciasno zawiązany krawat w ukośne pasy. Jak gdyby nigdy nic sprawdził godzinę na niewielkim srebrnym zegarku, który zawsze nosił na lewym nadgarstku, następnie pewien, że nie ma za dużo czasu zatrzymał pytające spojrzenie na stojącej po przeciwnej stronie dziewczynie. Ronnie wnikliwie mu się przyglądała jakby poszukiwała odpowiedzi w nienagannych i pełnych finezji ruchach jego ciała. Zniecierpliwiona stąpnęła kilkakrotnie z nogi na nogę czując nieprzyjemny chłód emanujący od kamiennej podłogi i z minimalnie przygryzioną wargą czekała na reakcję chłopaka.
-Co masz na myśli? - Zapytał po krótkiej chwili. Młoda czarownica cicho westchnęła i zmarszczyła nieco brwi z niezadowoleniem. Do pewnego momentu była przekonana, że Draco w pełni zrozumiał treść oraz przekaz jej pytania i teraz dokładnie zastanawia się nad odpowiedzią.
-Zachowujesz się inaczej. - Wyjaśniła zmartwiona z odrobiną wyrzutu w głosie.
-Zachowuję się tak samo jak zawsze. - Zaprzeczył jej oskarżeniu nadając przy tym każdemu słowu z osobna nutę gniewnej intonacji.
-Kłamstwo. - Podeszła do niego bliżej o kilka bosych kroków i z przekonaniem wniosła sprzeciw jak podczas niezwykle ważnej rozprawy sądowej. - Co prawda nie znam Cię zbyt długo i nie mogę powiedzieć o Tobie za wiele, ale jedno wiem na pewno, że ten Draco to nie jesteś prawdziwy Ty.
-A jednak brzmi to tak jakbyś wiedziała o mnie znacznie więcej niż ja sam.
-To wcale nie miało tak zabrzmieć. - Usprawiedliwiała się. - Powiedziałam tak bo po prostu... Po prostu chciałabym żebyś mi coś wyjaśnił. - Zaczęła niepewnie. W pierwszej chwili przeszło jej przez myśl, aby się wycofać, zboczyć z toru dalszej rozmowy i zignorować niecodzienne zachowanie przyjaciela (uznała, że z pewnością musiał mieć zły dzień) jednak cichy głos dobiegający z głębi jej pokiereszowanego serca nakłonił ją, aby spróbowała wyjaśnić z nim wszystko tu i teraz; im szybciej tym lepiej dla niej i jej wewnętrznego spokoju. - Rano byłeś przyjazny jak zawsze, a teraz zachowujesz się w stosunku do mnie zupełnie inaczej. Co jest powodem tej nagłej zmiany nastawienia? Czy to dlatego, że nie przyszłam zobaczyć jak grasz? Czy raczej przez to... - Zawahała się na moment. - Przez to co powiedziałam Ci przed pierwszą lekcją? Gdzie leży powód? Proszę, powiedz mi. - Zależało jej na konkretnej odpowiedzi. W końcu nie chciała aby ich stosunki się pogorszyły. Nie spodziewała się jednak, że Prefekt będzie zupełnie odmiennego zdania i nieprzychylnie nastawiony do sytuacji jeszcze bardziej zaostrzy swój impertynencki charakter zabarwiając go lakonicznym śmiechem.
-Naprawdę nie mam pojęcia o czym mówisz. - Rozbawiony jej osobą otarł pojedynczą łezkę wypływającą nieproszenie z kącika jego oka. Po chwili spoważniał i biorąc wdech wilgotnego powietrza dodał: - Nie mam czasu na takie bezsensowne rzeczy.
-Bezsensowne...? - Spuściła głowę wbijając spojrzenie w czubki swoich bosych stóp okrytych jedynie cienką warstwą czarnych nylonowych zakolanówek, które nerwowo pocierała o siebie. - Widzisz...? Nawet teraz używasz tego okrutnego tonu...
-Nie obchodzi mnie to, że nie było Cię na meczu. A co niby mówiłaś przed pierwszą lekcją? Ach... nawet nie pamiętam.
-Przestań...
-Lepiej nie zawracaj mi więcej głowy takimi głupotami.
-Nie mów nic więcej...
-Powinnaś skupić się na tym aby nie podpadać więcej nauczycielom. Punkty znacznie łatwiej jest stracić niż je potem odzyskać. Jak na ten moment Slytherin jest na szarym końcu przez takie właśnie wybryki.
-Co się stało do jasnej cholery?! Dlaczego mówisz takie rzeczy?! - Veronica nie wytrzymując rosnącego z zawrotną szybkością napięcia pękła jak bańka mydlana wylewając z siebie strumień wszelkiego rodzaju emocji. Ekspansywnie złapała go za kołnierz białej koszuli mocno zaciskając pięści na bawełnianym materiale zarazem nieumyślnie popychając go do tyłu przez co oboje stracili równowagę i upadli z impetem na podłogę. On leżał płasko na plecach, Ona w w lekkim rozkroku podpierała zaciśnięte dłonie na jego torsie. Nie zwróciła jednak uwagi na niekomfortowy i nieco dwuznaczny układ ich ciał, tylko ogarnięta gniewem kontynuowała swój monolog w pozycji na klęczkach. - Odkąd przyjechałam do Hogwartu tylko ty ani razu nie zapytałeś o powód mojego przeniesienia; nie śmiałeś się ze mnie gdy wyszło na jaw, że nie potrafię latać na miotle; pomogłeś mi, gdy bezmyślnie rzuciłam się w ogień; nigdy nie musiałeś się nawet starać bo od razu zdobyłeś moje zaufanie... Więc skoro wszystko układało się tak dobrze to dlaczego teraz potraktowałeś mnie tak jak zazwyczaj traktujesz każdego przeciętnego gryfona?! - Powiedziała wszystko niemal na jednym wdechu załamując głos przy wypowiadaniu ostatniego zdania z powodu braku wystarczającej ilości powietrza w płucach. Jej ciało drżało z nadmiaru negatywnych uczuć bijących się w jej sercu jak zawodnicy na ringu. Bała się tego jak to się zaraz skończy. Za bardzo jej na tej więzi zależało, aby teraz wszystko szlag jasny trafił. Chłopak patrzył na nią w osłupieniu. „To nie tak.” powtarzał sobie. „Wcale nie chcę Cię tak traktować.” Chciał tak powiedzieć, jednak jego wargi poruszyły się w układzie zupełnie innych słów, które bardzo zabolały dziewczynę.
-Skończyłaś już ten cyrk? - Veronica zamilkła widząc obojętny wyraz jego twarzy. Rozluźniła uścisk w którym nadal trzymała kołnierz koszuli chłopaka i zrezygnowana podniosła się do pionu.
-Dziękuję za przekazanie informacji. Zaraz udam się do Profesora Snape'a wszystko wyjaśnić. - Całkowicie wyprana z emocji skierowała kroki z powrotem do swojego pokoju. - Ach... - Zatrzymała się. - Zaklęcie, które rzuciłeś na schody mogło już przestać działać, więc wracając uważaj żeby nie zniknęły Ci pod stopami. Nie chcesz chyba sobie niczego połamać przed kolejnymi rozgrywkami, prawda? Trzymaj się, Malfoy. - Ostatni raz spojrzała mu w oczy po czym skryła się za drzwiami wykonanymi z ciężkiego drewna.
-To wcale nie tak... - Wyszeptał, gdy jej drobna postać zniknęła mu z oczu.
♠
Severus Snape nie należał do osób, które Veronica darzyła sympatią. Był niczym chodzący kawał lodu o specyficznym charakterze. I choć posiadał niezwykle obszerną wiedzę i był bardzo utalentowanym czarodziejem to mimo to nie potrafiła podpiąć do jego osoby żadnej innej plakietki niż „Ten facet mnie wkurza, niech przepadnie na wieki.” Dotychczas każde spotkanie z mężczyzną budziło w niej ogromną niechęć, a działo się tak znacznie częściej biorąc pod uwagę dwa istotne fakty: był nie tylko jej nauczycielem od eliksirów, ale również opiekunem domu Salazara Slytherin do którego przynależała; oznaczało to, że widywała go znacznie częściej niż uczniowie z Ravenclaw, Hufflepuffu, czy też Gryffindoru. Jednak w tym momencie nie miało dla niej większego znaczenia, czy przyjdzie jej spotkać się z profesorem, którego, nie znosiła, trollem, dementorem, czy też wysłannikiem z ministerstwa. Sytuacja sprzed niecałej godziny całkiem pozbawiła ją chęci do życia. Nie była smutna, zła ani zawiedziona; była po prostu pusta jak ceramiczna urna.
Stanęła przed drzwiami gabinetu Sverusa Snape'a, wygładziła miejscowe zagniecenia na spódnicy i biorąc lekki wdech zastukała mosiężną kołatką w powyszczerbianą drewnianą powierzchnię.
-Wejść. - Lodowaty głos profesora dobiegł zza grubej płyty drzwiowej drażniąc jej zmysł słuchu nieprzyjemną chrypą zapewne spowodowaną lekkim przeziębieniem. Veronica weszła posłusznie do środka, a na przywitanie uderzył w nią ostry zapach sproszkowanego tojadu. Mężczyzna o mlecznej cerze ubrany jak zawsze w najciemniejszą czerń stał przy jednym z kilkunastu regałów dokładnie przeglądając ułożone w kolejności alfabetycznej fiolki i słoiki z wszelkiego rodzaju eliksirami i składnikami do ich przyrządzania.
-Wzywał mnie Pan, profesorze. - Stanęła przed biurkiem wykonanym z solidnego drewna obłożonego licznymi arkuszami papieru, które najpewniej zawierały przepisy na nowe eliksiry nad którymi pracował. Czarodziej spojrzał na nią ukradkiem po czym zgrabnym ruchem odłożył flakonik Veritaserum na miejsce.
-Tak, Panno Sheffield. - Odezwał się twardo. - Mogłabyś mi wytłumaczyć, gdzie Twoja osoba była podczas meczu Quidditcha? - Mężczyzna odwrócił się w jej kierunku i zmarszczył brwi w oczekiwaniu, aż uczennica łaskawie udzieli mu odpowiedzi. Dziewczynie momentalnie zaschło w gardle. W głowie przeprowadziła symulację kilku najtrafniejszych wersji wydarzeń, które mogłaby przedstawić na swoją obronę.
I. Najgłupsza ze wszystkich - powiedzieć prawdę.
II. Ryzykowna - kłamać jak tylko się da.
III. Rozsądna - połączyć obie opcje w jedną.
Ostatecznie uznała, że cokolwiek by nie powiedziała nic nie zadowoli profesora w stu procentach o ile było to w ogóle możliwe i z zaciśniętą wargą milczała ja grób. - A więc? - Zapytał poirytowany ciszą. - Czy usłyszę odpowiedź jeszcze dzisiaj?
-Nie... znaczy tak... znaczy... Ja... Ja nie czułam się dzisiaj najlepiej profesorze dlatego zostałam w swoim pokoju. - „Brawo. Podpadnij mu bardziej wyrabiając sobie opinię symulantki.” pomyślała. Jednak ta odpowiedź była najbardziej trafna i jak najbardziej nie była kłamstwem, w końcu nie musiał znać barwnych szczegółów całej historii. Severus patrzył na nią przez chwilę jakby doszukiwał się jakiegoś oszustwa.
-Rozumiem. - Przyjął to znacznie lepiej niż przypuszczała. - Z faktu iż nie było to żadne przewinienie nie odejmę Slytherinowi punktów. Jednak nie mogę pozostawić tego bez żadnych konsekwencji dlatego twoją karą będzie przygotowanie sześciostronicowego referatu o eliksirach leczniczych. Pamiętaj również Panno Sheffield, że w przyszłości powinnaś zgłosić takową sytuację. - Przerwał na chwilę i spiorunował ją wzrokiem. - W innym przypadku może być to źle odebrane. - Dodał ostrym jak brzytwa tonem, przez który Veronica dostała gęsiej skórki. „Co to miało znaczyć?” zapytała samą siebie. Nie wiedziała, czy było to ostrzeżenie, które miało służyć jej dobru, czy odwrotnie. W jej głowie momentalnie zapaliła się ostrzegawcza lampka oznaczająca, że na niego również musi uważać.
♠
-Czemu masz taką markotną minę? - Wzdrygnęła się, gdy zza jej pleców dobiegł zatroskany męski głos. Obróciła się za siebie, a jej oczom ukazał się wysoki chłopak o rudych włosach, które niesfornie tańczyły na wietrze.
-Ach, to Ty Fred. - Odparła z ulgą. - Gdzie zgubiłeś brata? To rzadkość widzieć Was osobno. - Zapytała. W tej samej chwili zorientowała się, że nogi nieświadomie zaprowadziły ją na szkolny dziedziniec. Dokładnie na rozwidlenie dróg z których jedna prowadziła do porośniętej mchem chatki gajowego Hagrida.
-Nie jestem Fred, tylko George. - Zaprzeczył stanowczo.
-Kłamiesz jak z nut.
-Mówię prawdę. - Przybrał oburzony wyraz twarzy wydymając policzki i splatając ręce na torsie jak mały chłopiec.
-Przecież to oczywiste, że mnie wkręcasz. Nie dam się tak łatwo. - Dźgnęła go dłonią pod żebro, przez co skrzywił się w bólu.
-No w końcu. - Wyszczerzył rząd biały zębów.
-W końcu?
-W końcu się uśmiechnęłaś.
~♠~
T.B.C
fjndjfndfngkdf, te opisy... takie cudne, right into kokoro xD
OdpowiedzUsuńale bez kitu, przy tej całej akcji z Draco się obryczałam jak głupia, Madziu jak Ty to robisz ? ;c
(O nie! Dopiero teraz zauważyłam, że dostałam od ciebie Madziu dedykacje, plz nie zabijaj mnie i mojej skrajnej ślepoty) Dzień dobry, piękny dzień prawda? A jak, ponieważ zostawiam komentarz, a przecież wszyscy wiedzą jak mi się wiecznie nie chcę o(╯□╰)o czy istnieją pigułki na powstrzymanie lenistwa? Nie no oczywiście, że nie *depresja*. Co do rozdziału no to... no w sumie co? Nawet nie mam co powiedzieć bo twoje posty jak zawsze kompletnie mnie zachwycają. Nasz mały Malfoy nie chcę dorosnąć xD ktoś tu chyba lubi zgrywać tsundere. Ogólnie cała historia niebywale satysfakcjonuje moje pożądanie ciekawych scen. Do tego te opisy... jeszcze trochę i będziesz musiała wrócić po wiosła bo zacznę płakać. Naprawdę cię podziwiam. Pozdrawiam cię co raz serdeczniej, OCZYWIŚCIE życzę weny bo jakby nie i wysyłam buziaki ^^ miłego dnia!
OdpowiedzUsuńWitam i o zdrowie pytam. Przybywam skomentować jakże cudowny rozdział, który wyszedł spod palców jeszcze wspanialszej autorki. Wiem, słodzę okropnie, ale postaraj się nie dostać od tego cukrzycy.
OdpowiedzUsuńRozmowa Ronnie z Draco jest tak bardzo smutna, że słowami nie dam rady tego opisać. O ile chłopaka zawsze darzyłam sympatią - w oryginalnej historii, jak i Twoim opowiadaniu - tak teraz się na niego pogniewałam. Dlaczego nie powiedział tego, co chciał. A jeżeli przez usta nie mogły mu przejść te miłe wyrazy, to powinien chociaż ugryźć się w język. Wredzioch, po prostu wstrętny wredzioch. (>.<)/ <-- wymachuje pięścią Czyli możemy spodziewać się bardzo ochłodzonych relacji pomiędzy głównymi bohaterami. No cóż, trudno. Aczkolwiek liczę, że szybko się pogodzą i znów nastaną dobre czasy.
Myślę, że teraz swoje przysłowiowe pięć minut będzie miał jeden z bliźniaków. Wybacz mej niefrasobliwej osobie tę zniewagę, ale ja naprawdę ich nie odróżniam i w ostatecznym rozrachunku nie wiem, którego zauroczyła Ronnie. Postaram się niebawem zorientować w tej sprawie, ale na tę chwilę wykazuję się ogromną niewiedzą.
Chyba na tym skończę, już wystarczająco się skompromitowałam. Życzę Tobie samych dobroci: zdrówka, czasu oraz weny. Trzymam kciuki, aby nowy rozdział ukazał się w miarę szybko.
Do następnego! (^.^)/ <-- tym razem macha na pożegnanie
"Dziękuję za przekazanie informacji. Zaraz udam się do Profesora Snape'a wszystko wyjaśnić." ~ Kiedy Ronnie wypowiedziała te słowa, moje serce na moment zamarło. Uwielbiam takie zwroty akcji i silne kobiety. Nie, nie silne i niezależne. Po prostu silne, które nie biorą mężczyzny na litość łzami i nie chcą na siłę zatrzymywać ich przy sobie.
OdpowiedzUsuńRonnie, kruszynko jestem ciekawa jak sobie z tym wszystkim poradzisz.
Nadal jestem pod wrażeniem siły Veronici ;_;. Ach te depresyjne momenty, kocham <3
OdpowiedzUsuń