„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 20 - Siedem Mrocznych Sług

Edytuj post

Fala oklasków hucznie rozbrzmiała w pierwszych dwóch sektorach południowej części szkolnego boiska do Quidditcha - dla niego były sztuczne i znaczyły tyle samo co głośne wiwaty uczniów spod herbu węża, czyli zupełnie nic. Te zaś nikły wplecione między aroganckie gwizdy i wyzwiska, którymi rzucali gryfoni jak pomidorami podczas hiszpańskiego święta La Tomatina. Draco nie cierpiał tych przesadzonych radosnych okrzyków, jednak nie ukrywał swojej satysfakcji z odniesionego przed chwilą zwycięstwa dogryzając graczom Gryffindoru z dumnie uniesioną głową i choć zwyciężyli przez łut szczęścia i wyjątkowo nieprecyzyjną obronę Rona to drużyna w barwach zieleni i srebra zgodnie stwierdziła, że wygrana była zbyt prosta. Jak to mawiają: kaszka z mleczkiem i wiśniowym syropem, bo nie obyło się bez rozbitych nosów i rozwalonych łuków brwiowych.
Zamyślił się na chwilę; ostatnio często mu się to zdarzało, częściej niż można było uznać to za normalne. Nic tylko błądził myślami oderwany od rzeczywistego świata, ze wzrokiem bezwiednie skierowanym przed siebie. Już nie potrafił zliczyć ile razy Gregory robił mu o to wyrzuty, że odpływa na długie minuty; że nic do niego nie dociera, zupełnie jak żona, której mąż nie poświęca wystarczająco dużo uwagi. Jednak nic nie mógł na to poradzić, zwłaszcza dzisiaj, po tym co powiedziała mu Veronica. Właśnie, Ronnie. Brak jej obecności na trybunach nie przemknął mu niezauważenie; takowy fakt nie dawał mu spokoju zwłaszcza, gdy podczas celebrowania przez ślizgonów wygranej nie zauważył jej drobnej osoby w rozszalałym tłumie. Chciał wiedzieć, czemu nie przyszła, skoro obiecała. Jego ciekawość przybrała na sile, kiedy godzinę po zakończeniu meczu Severus Snape dał mu za zadanie jako Prefektowi Slytherinu sprawdzić, czy nie ma jej w dormitorium. - Bo jak się okazało w Wielkiej Sali też się nie zjawiła.
♠ 
Z dokładnością co do sekundy śledziła wzrokiem tor po którym przesuwały się ozdobne wskazówki starego zegara. Uważnie przysłuchiwała się cichej pracy stalowych trybików, które     zdawały się co pewien czas zgrzytać w rytm zapomnianej lata temu piosenki. Veronica zacisnęła wargi powstrzymując się od wydania z siebie pełnego irytacji westchnięcia. Była spóźniona. Spóźniona, tak bardzo, że bardziej się nie dało. Przegapiła mecz. Zapomniała porozmawiać z Mephistophelesem (nie chciała wiedzieć jak bardzo będzie na nią wściekły). Całkiem zignorowała plan kolejnych zajęć. Do całej puli mogła doliczyć okropny pulsujący ból lewej skroni, który zapewne był efektem ubocznym rzuconego na nią zaklęcia i fakt, że teraz kiedy odzyskała księgę znowu wróciła do punktu wyjścia i nie miała bladego pojęcia co dalej. Ile spała? Czy rzeczywiście nie musiała martwić się w tej chwili ministerstwem? Jak powinna pełnić funkcję strażnika? I co najgorsze, jak mogła ustrzec się przed Rileyem Grantem? Otumaniona nadmiarem nowych informacji i własnych pozostawionych bez odpowiedzi pytań opadła ciężko plecami na materac. Uniosła książkę do góry i wpatrując się w pozadzieraną okładkę próbowała poukładać wszystko tak, aby miało ręce i nogi, co wcale nie należało do rzeczy najłatwiejszych.
Wzdrygnęła się na dźwięk pięści silnie uderzającej w powierzchnię ciężkich drewnianych drzwi. Zdezorientowanym wzrokiem spojrzała w kierunku z którego dobiegał charakterystyczny odgłos pukania. 
-Ronnie, jesteś tam? To ja, Draco. - Melodyjny głos chłopaka uderzył w nią niczym piorun w ziemię podczas gwałtownej burzy. Jak na zawołanie przypomniała sobie słowa jakie skierowała do niego przed pierwszą lekcją. Momentalnie jej poliki pokrył wyrazisty różowy odcień. Odzyskując odrobinę powagi podniosła się z łóżka i niepewnie podeszła do drzwi. Położyła jedną dłoń na klamce, a drugą złapała za klucz.
-Co tu robisz? - Zapytała przez drewno.
-Mógłbym zapytać o to samo. - Odparł. - Mam Ci coś do przekazania. Otwórz drzwi. - Odniosła wrażenie jakby głos chłopaka przybrał zupełnie odmienny ton podczas wypowiadania ostatniego zdania. Był bardziej oziębły, dokładnie taki z jakim zwracał się do innych uczniów. Poczuła się nieswojo. Niechętnie przekręciła klucz i uchyliła płytę drzwiową.
-O co chodzi? - Miodowe tęczówki zerknęły na niego spod linii długich, ciemnych rzęs. Nie potrafiła spojrzeć mu bezpośrednio w oczy. Zapewne przez to, że wydawał się jakiś inny, oziębły. Zupełnie jak nie ta sama osoba. Może był na nią zły za to, że nie pojawiła się na meczu? Powód mógł tkwić również gdzie indziej. 
-Snape wzywa Cię do siebie. - Rzucił krótko. - Zapewne ma to związek z Twoją nieobecnością. Ponoć nie było Cię ani w Wielkiej Sali ani na meczu. - Schował ręce do kieszeni eleganckich spodni i obrócił lekko głowę spoglądając w głąb korytarza żeńskiej części dormitorium. - A poza tym... 
-Poza tym?
-A nic... nie ważne. - Ton jego głosu skakał pomiędzy tym, którym zazwyczaj rozmawiał z Ronnie, a Tym jakim zawsze zwracał się do pozostałych ludzi. - W każdym razie najlepiej żebyś poszła do niego teraz. To wszystko. - Obrócił się w kierunku schodów prowadzących do salonu i odszedł bez żadnego pożegnania.
-Mogę o coś spytać? - Rzuciła zanim zdążył zniknąć jej z oczu. Nic nie odpowiedział. Swoim milczeniem dał jej znak aby kontynuowała. - Którym Draco teraz jesteś? 


Niekontrolowana aura silnego bólu wybuchła w samym środku zakazanego lasu zupełnie jak Wezuwiusz w roku 1944. Kobiecy krzyk odbity echem spłoszył pobliską zwierzynę przechadzającą się po mrocznym borze. Ona sama upadła z impetem na kolana niemal tracąc przytomność. Primrose Eamon ostatkami sił uspokoiła nienaturalnie szybki rytm bicia swojego serca, które zdawało się rozrywać w jej piersi na drobne kawałeczki. Podparta na rękach wbiła zszokowane spojrzenie w ziemię. Jej średniej długości rude włosy zwisały swobodnie w dół od czasu do czasu delikatnie tańcząc w takt zimnego przyprawiającego o gęsią skórkę wiatru. Niechlujnie podkreślone cieniem brązowe oczy straciły swój blask tonąc w morzu łez, a popękane wargi drżały w przerażeniu nie mogąc wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Rose jako członkini Bezimiennych pełniła jedną z najistotniejszych funkcji. Była jak urządzenie kontrolujące czynności życiowe człowieka; w tym wypadku każdego z sześciu pozostałych najważniejszych członków antagonistycznej grupy. Doskonale wiedziała, kiedy ktoś umierał jednak niosło to ze sobą pewną cenę - jeśli śmierć antagonisty była bolesna ona cierpiała razem z nim. 
-Kto zginął Rose? - Zapytał Noah, jeden z jej towarzyszy, który tak jak ona należał do elity Siedmiu Mrocznych Sług Rileya Granta
-Aron... - Jej głos załamał się wypowiadając jego imię. Spojrzała na swoje przedramię z którego zniknęła jedna z sześciu pieczęci. - Nie! To niemożliwe! - Z trudem podniosła się z ziemi jednak po przejściu kilku kroków ponownie upadła. 
-Nie przemęczaj się. - Powiedział swoim obojętnym tonem Noah. Był to młody chłopiec. Miał może jedenaście albo dwanaście lat choć w rzeczywistości wyglądał na nieco starszego. Wyraz jego twarzy nie przejawiał żadnych emocji przez co przypominał pustą porcelanową lalkę. Ubrany w elegancki płaszcz i gustowny kapelusz pod którym skrywał swoje niesforne blond włosy stanął naprzeciw drżącej Primrose. -  Musimy poinformować o tym Hrabię. Trzeba będzie szybko znaleźć kogoś kto zastąpi miejsce Arona.
-ZAMKNIJ SIĘ! - Krzyknęła niemal dusząc się z braku powietrza w płucach. - Nie chcę tego słuchać! Nie obchodzi mnie to! Aron nie mógł zginąć! Nie on!
-Rozumiem Twoją złość Rose, ale mamy ważniejsze rzeczy do roboty.
-Właśnie nic nie rozumiesz cholerny gówniarzu! - Złapała go za żabot, który miał przypięty pod szyją. - Nie znoszę tego Twojego wyrazu twarzy, nie ważne co się dzieje zawsze jest taki sam! Czy ty jesteś w ogóle człowiekiem?! - Noah ani drgnął, ani też nic nie odpowiedział. Wściekła odepchnęła go na bok i wstała. Tym razem udało jej się utrzymać równowagę. Wyminęła chłopca i udała się w kierunku miejsca spotkania tak szybko jak tylko pozwoliły jej na to drżące ze strachu nogi.
Ostry zapach krwi unosił się w powietrzu wabiąc pobliską zwierzynę na żer. Woń sama w sobie przyprawiała ją o mdłości i zawroty głowy. Była coraz bardziej roztrzęsiona, kiedy to napotykała na swojej drodze porozrywane truchła pomniejszych antagonistów; coraz bardziej zła ponieważ nie wiedziała co się tutaj do cholery wydarzyło. Modliła się w duchu, aby żadne z ciał, które co kilka metrów napotykała na swojej drodze nie należało do Arona. Noah szedł za nią w milczeniu. Jedyne co robił to obserwował jej poczynania, które były dla niego czystym absurdem, czasem rzucał „czar oddania” na kręcące się wokół niebezpieczne stworzenia, które mogły stanowić dla nich zagrożenie. Była to jedna z jego unikalnych umiejętności, Mógł kontrolować każdą istotę na ziemi, która nie była człowiekiem, przez to nazywano go mianem „Władcy Bestii” co stanowiło również główny powód dla którego należał do elitarnej siódemki. Primrose zamarła, gdy ujrzała rozszarpane przez wygłodniałe zwierzę ciało martwego towarzysza. Wzięła go w ramiona i delikatnie obtarła twarz z krwi.
-Kto Ci to zrobił mój najdroższy? - Jej twarz ponownie zalała się łzami przepełnionymi smutkiem, złością i chęcią zemsty. 

~♠~

T.B.C

6 komentarzy

  1. czy ja Ci już mówiłam, że uwielbiam Twoje opisy? ;__; <3
    to odskoczenie w inną scenę od Ronnie i Draco, było chamskie ale jednocześnie jeszcze bardziej zaostrzyło apetyt na dalsze czytanie <3
    Ciśnij homarku dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, przy twoim talencie czuje się taka mizerna, a zarazem rozpiera mnie zachwycenie bo po prostu kocham twoje opowiadanie ;^; życie bywa takie ciężkie. Rozdział oczywiście, jak zwykle nie może znaleźć się pod żadną inną plakietką niż "boże-zaraz-umrę-z-zachwytu", nie ważne chyba, jak bardzo byś się nie starała i leniła, twoje posty zawsz mają świetny poziom. Warto na nie czekać <3 ty to zawsze wiesz, jak poprawić mi morał. Przyjemnej niedzieli, pozdrawam i JAK-ZAWSZE-Z-RESZTĄ życzę ci weny. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kłaniam się niziutko przed Wspaniałą Autorką i pragnę zapytać, jak się owa istota mie...
    Poczekaj sekundkę, bo nie widzę zbyt ostro. Chyba znowu te wredne okulary postanowiły zrobić mnie kawał i zsunęły się z nosa w najmniej odpowiednim momencie.
    Hah, tak, leżały na ziemi. Dokładnie trzy centymetry i siedem milimetrów na lewo od kałuży, która zdaje się być głęboka. Ja to jednak mam szczęście.
    Przepraszam bardzo za tę beznadziejną sytuację, naprawdę nie chciałam, abyś to oglądała. Jeszcze raz witam Cię gorąco i całuje rączki.
    Muszę się przyznać do pewnej koszmarnej prawdy. No cóż, rozchodzi się o sprawę raczej ważną. Mianowicie jakkolwiek na mnie nie spojrzysz, od razu wiesz, że fanką Harrego Pottera nie jestem, a moja wiedza o serii opowiadającej losy młodego czarodzieja ogranicza się do kilku pierwszych filmów, kiedy to jeszcze główny bohater był kurduplowatym jegomościem, wyglądającym dość nieporadnie. Jeżeli mam być szczera - Twoje opowiadanie o tematyce związanej z twórczością pani Rowling jest pierwszym, jakie czytam. Do tej pory wystawiałam białą flagę na porywisty wiatr średnio przy drugim rozdziale. Jednakże sposób, w jaki piszesz sprawia, że ciągle mam ochotę na więcej. Styl masz cudowny, naprawdę oczu od liter oderwać nie mogę. Ponadto cieszy mnie, że pierwszoplanowym bohaterem ustanowiłaś Draco. Harry, Hermiona oraz Ron są mdli - oczywiście jest to wyłącznie opinia mej skromnej osoby. Ponadto Malfoy był jedną z moich pierwszych miłostek. Jeju, do tej pory pamiętam, jak wzdychałam do ekranu telewizora, gdy tylko się pojawiał. (*o*) Później jakoś mnie przeszło, a głębokim uczuciem zapałałam do komputera i tak pozostało po dziś dzień.
    Postać Veronici wykreowałaś w sposób wręcz genialny. Dziewczyna nie denerwuje, a jej chłodne podejście do wszystkiego sprawia, że jeszcze bardziej ją lubię. Oczywiście nie jest zimną suką bez uczuć - po prostu ma zasadę, by płakać w samotności, za co ją cenię. Nie przepadam za wylewnymi ludźmi.
    Jednakże najsympatyczniejszą postacią w Twym opowiadaniu jest Mephisto. Na malinowe cappuccino, określiłam smoka mianem "najsympatyczniejszego"! Cóż, imię ma bardzo zacne i zawsze rozczulam się, gdy nawiązuje bliższy kontakt z Ronnie. Aż pisnęłam z zachwytu, gdy oparł łuskowate łapki na przedramieniu dziewczyny. Mój królik czasami tak czyni, gdy jestem w trakcie pałaszowania jabłka bądź kanapki z sałatą i ogórkiem. Czy ja właśnie porównałam krwiożerczego smoka do słodkiego króliczka? Chyba już czas kończyć ten komentarz.
    Mam nadzieję, że niebawem udostępnisz nowy rozdział. Dotychczasowe części niemal pochłonęłam, a głosik w mej głowie krzyczał: Dlaczego tak mało, do cholery? Tak, tkwi we mnie bardzo wulgarna istota, która na nieszczęście dla mnie oraz osób znajdujących się najbliżej dosyć często daje znać o swym istnieniu. Nie wiem, co teraz będę robiła w te chłodne wieczory... Powinnam zabrać się za lekturę szkolną, ale po co?
    Przesyłam dużo zdrówka, radości oraz wszystkiego co dobre.
    Do następnego! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Czuję się teraz taka mizerna wszak nie mam pojęcia jak mam odpisać na tak nieziemsko cudowny komentarz. Może na początek podziękuję bo takich pochwał nie słucha się co dzień. Przede wszystkim cieszę się niezmiernie, że spodobało Ci się moje opowiadanie i nie przejmuj się, sama do pewnego czasu fanką Harryego Pottera nie byłam, a za samym tytułowym bohaterem nie przepadam do tej pory. Cieszę się również, że moja bohaterka jak i jej pupil przypadli Ci do gustu.
      Pozdrawiam i zapraszam do dalszego czytania. Nowy rozdział pojawi się na dniach. c:

      Usuń
  4. To było... Wspaniałe! Tak, chyba tak mogę ująć mój zachwyt tą notką. Niby nic wielkiego się nie wydarzyło, a jednak uchyliłaś rąbek tajemnicy, który całkowicie mnie pochłonął. Jestem ciekawa tych całych "Bezimiennych", jestem również ciekawa czy Ronnie przejdzie chociaż na moment na złą stronę mocy, czy może dzięki skrytej miłości do Draco uda jej się pozostać sobą i nie dać się omamić temu całemu Rileyowi. Jestem ciekawa jak to pociągniesz Madziu. ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Odurzających opisów ciąg <3.
    Jak ja bym już chciała by się wszystko wyjaśniło!

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.