„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 25 - Kule z namalowanym niebem

Edytuj post

Różnobarwny witraż przedstawiający prosty obraz kobiety przepuszczał do wnętrza zamkowej biblioteki znikomy blask pełni księżyca. Veronica przyglądała mu się z wyraźnym spokojem wypisanym na jej białej jak cukier puder twarzyczce, gdzie czaił się cień neutralnego uśmiechu. Tęczowa postać zdawała się wpatrywać prosto w jej połyskujące, miodowe tęczówki zupełnie jakby analizowała jej każdą najdrobniejszą myśl chcąc w ten sposób poznać ją w pełnej okazałości – taką jakiej nikt jej jeszcze nie widział. I choć umysł dziewczyny był dla postaci dostępny to serce blokowało ciężkie brzemię. Było jak opięta żeliwnymi łańcuchami skrzynia do której klucz zapodział się gdzieś dawno temu lub raczej znalazł się w pewnych rękach, które jeszcze nie wiedziały do czego służy.
Ze stanu zadumy wyrwały ją niezadowolone okrzyki bliźniaków Weasley. Motając się przy regałach zrzucili z półek kolejne książki, które z niedźwięcznym hukiem upadały na podłogę.
-Nadal jej nie dosięgliście? - Ronnie rzuciła obojgu pytające spojrzenie.
-Wyobraź sobie droga koleżanko, że te wstrętne cuchnące wilgocią i kurzem regały ważą naprawdę dużo, a my nie możemy używać magii żeby je rozsunąć. Do tego to małe dziadostwo turla się chaotycznie gdy tylko znajdzie się w zasięgu naszych rąk. To nie jest takie proste na jakie wygląda. - George usiadł zrezygnowany na podłodze. Otrzepał przybrudzone kurzem rękawy i kichnął z taką częstotliwością, że z pewnością spłoszył by stado wróbli.
-Nie? Mi poszło całkiem dobrze. - Podała mu chusteczkę w którą natychmiast wydmuchał nos i jęknął niezadowolenie.
-Nienawidzę kurzu, cholerna alergia. Tfu. Tfu. Wracając. Nie żartuj sobie z nas Ronnie tylko sama spróbuj, masz drobniejsze ręce, które z łatwością wciśniesz w te szczelinę.
-To prawda, ale pozostałe dwie również wyciągałam ja bo jak to ująłeś mam drobniejsze ręce. Gdzie tu sprawiedliwość i praca zespołowa pytam się?
-Nie nasza wina, że nadajesz się do tego zadania najlepiej! - Wtrącił drugi z bliźniaków. - Szkoda czasu żebyśmy się tutaj kłócili o takie rzeczy. Wyciągnij tą głupią kulę i będzie po zadaniu.
-Dobrze, ale wisicie mi deser i dobry proszek do prania. Moja koszula straciła na elegancji już podczas wyciągania pierwszej kuli. - Veronica przykucnęła i niechętnie wsadziła rękę w szczelinę między regałami. Czuła obrzydzenie gdy jej skórę muskały pajęczyny. Po chwili dostrzegła okrągły przedmiot, który zdawał się utknąć w pułapce zatrzymanego czasu. Kula ani drgnęła, gdy Veronica chwyciła ja w dłonie. Przyjrzała się jej dokładnie. W jej wnętrzu ukazane było nocne, rozgwieżdżone niebo, które dosłownie na chwilę przykryły czarne burzowe chmury przeszyte piorunem.


Usatysfakcjonowani Fred i George pokazali dziewczynie kawałek pożółkłego pergaminu na którym widniały cztery staranne podpisy prefektów Hogwartu. Każde nazwisko z osobna było napisane innym odcieniem tuszu adekwatnym do barw danego domu. Przeczytała je kolejno od góry; ostatnie „Malfoy” wypowiadając niemym szeptem. Ku zaskoczeniu Veronici i braci Weasley dalej przeszło stosunkowo niewiele grup, jakaś jedna czwarta wszystkich uczestników. Większość osób miała duży problem z uzbieraniem wszystkich kul, część próbowała obejść zasady i korzystała z magii co nie uszło niczyjej uwadze. Znaleźli się też tacy, którzy próbowali ukraść cudze zdobycze. Koniec końców złe zachowanie ukarano, a sędziowie okazali się nie być tacy głupi za jakich ich uważano.
Drugi etap miał swój początek na dziedzińcu, gra miała odbywać się w obrębie całego zamku, a jej celem było znalezienie srebrnego klucza, który będzie niezbędny w trzecim etapie. Veronica szła jakieś dwa kroki za braćmi zastanawiając się jak podejść do tego zadania. Teren wokół szkoły był naprawdę ogromny jak na przejście go tylko w godzinę o przeszukaniu go nie wspominając. Nie dostali też żadnych wskazówek oprócz tego, że kule muszą zabrać ze sobą i nie wolno korzystać z różdżek. Rozejrzała się dookoła zatrzymując spojrzenie na ścianie budynku.
-Ej, chłopaki. Czy na murach zawsze były takie wgłębienia? Chodzi mi o to, że jest ich naprawdę dużo, a nie przypominają tutejszych zdobień architektonicznych.
-Pierwszy raz widzę takie układy na oczy. - Stwierdził Fred próbując przyjrzeć się ścianie uważniej. Każde wgłębienie było idealnie okrągłe. - Hmm.. Czy przypadkiem pomyśleliście o tym samym co ja? - zapytał po chwili.
-Na pewno wpadliśmy na to wcześniej niż ty. - Zażartował George.
-Nie kpij ze mnie! Minęła dosłownie chwila od kiedy Ronnie zauważyła te dziury, nie myślałem nad tym aż tak długo!
-Nie ma znaczenia kto wpadł na to pierwszy. Ważniejsze to zastanowić się jak dostaniemy się tak wysoko. Otwory znajdują się dobre 5 metrów nad nami. - Wtrąciła Ronnie.
-Jak to jak? Polecimy na miotle! - Odparli w tym samym czasie.
-Em... na miotle? - Veronica przełknęła ślinę na sam dźwięk tego słowa i momentalnie przypomniała sobie nieciekawą sytuację z zajęć z Panią Rolandą Hooch.
-No tak z tego co wiemy nie jest to sprzeczne z zasadami. Jasno i wyraźnie powiedziano, że nie wolno nam używać różdżek. Więc użycie miotły to najlepsze i najszybsze rozwiązanie. Zaraz jakąś znajdę. - Fred zjawił się po kilku minutach z miotłą w ręku i jeszcze większym bananem na ustach zupełnie jakby już znalazł niezbędny im klucz.
-Jest jedna miotła, kto poleci? Fred? w końcu Ty ją przyniosłeś. Nie masz nic przeciwko prawda? Dobrze. - Zarządził George nie dając nawet chwili na zastanowienie co w tej chwili Fredowi nawet nie przeszkadzało. - Nie wiemy też co się dzieje po wetknięciu kuli w otwór więc przydałoby się żeby poleciała jeszcze jedna osoba która zajmie się umieszczeniem ich na miejscu by Fred mógł w spokoju kontrolować miotłę. Ze mną będzie już za ciężko, ale Ronnie Ty wydajesz się lekka, polecisz z moim bratem.
-Co? Nie możemy po prostu pójść po druga miotłę?
-Nie mamy czasu, wsiadaj. - Posadził ją za Fredem i nim się zorientowała była już w powietrzu. Czuła jak zaczyna kręcić się jej w głowie. Podczas lotów z Mephisto nigdy nie miała podobnych dolegliwości. Doszła do jednego wniosku. To nie był lęk wysokości, tylko strach przed utratą kontroli nad miotłą. Co prawda to Fred był tym kto prowadził, ale magiczne przedmioty miały to do siebie, że się jej nie słuchały, były też przypadki, że szalały i nie była w stanie ich kontrolować co ostatecznie wyrządzało wiele szkód. Tego drugiego nie chciała ryzykować. Nie chciała też wiedzieć ile kości sobie połamią gdy spadną z tej wysokości. Zacisnęła wargi. Oplotła Freda w pasie przytulając się do jego pleców. Nie mogła sobie pozwolić na dotknięcie miotły nawet jeśli nic by się przez to nie stało.
-C-c-co Ty robisz? - Jego twarz przybrała kolor soczystego pomidora.
-Ja i miotła to złe połączenie, wręcz fatalne. Leć, skończmy to jak najszybciej.
Fred był nieco bardziej spięty. Serce przyspieszyło mu o kilka tonów. Veronica była tak blisko niego, że ledwo mógł utrzymać nerwy na wodzy. Czuł jak mocno oplata go rękami, czuł jej delikatny rumiankowy zapach i jej oddech na swoich plecach.
-Który otwór chcesz wypróbować? - Spytał jak gdyby nigdy nic. Ronnie rozejrzała się.
-Trzeci po lewej stronie. - Wskazała na ten, który wydawał się wyróżniać od reszty. Był nieco większy i bardziej poszczerbiony.
-Jesteś pewna?
-Jak najbardziej. Wydaje mi się, że to celowy zabieg, aby jeden otworów odróżniał się na tle tak wielu innych. Myślę, że miało to znacznie ułatwić nam zadanie.
-Skoro tak mówisz, to musi być w tym trochę racji. Ufam Ci, rób swoje. - Fred ustawił się tak aby Veronica miała w miarę swobodny zasięg do ściany. Przyjrzała się uważnie elementowi w murze. Wewnątrz zauważyła mały symbol klucza. Sięgnęła do torby po jedną kulę i niepewnie przyłożyła ją do wybranego miejsca. Przedmiot zniknął jakby wciągnięty do wnętrza muru. Po chwili niektóre cegły przesunęły się odsłaniając drugi taki otwór. Ronnie tym razem pewniej dołożyła kolejną kulę, reakcja powtórzyła się. Przy trzeciej efekt końcowy był trochę inny. Cegły rozstawiły się w prostym układzie odsłaniając niewielkie okienko w którym znajdował się ich upragniony srebrny klucz.

~♠~

T.B.C

Zdaję sobie sprawę, że rozdział jest krótki. Szczerze jest to swego rodzaju zapchaj dziura wymyślona na siłę żeby tylko dotrzeć do istotniejszych wydarzeń, które UWAGA SPOILER zaczną się właśnie teraz. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe.

Chciałabym również przeprosić za zaniedbanie bloga. Różne rzeczy były tego przyczyną.

W każdym razie myślę, że wróciłam, przynajmniej na trochę. Podziękowania możecie kierować do Kamiku Scarme bo jej komentarz wzbudził we mnie wyrzuty sumienia. 

Kamiku dziękuję Ci bardzo i teraz piszę kolejny rozdział z dedykacją dla Ciebie, który mam nadzieję pojawi się w kolejnym tygodniu. <3

2 komentarze

  1. Jak mi powiedziałaś, że umieściłaś aż, uwaga.. DWA nie JEDEN wpis, a DWA na blogu to byłam uradowana jak małe dziecko. Co prawda mówiłaś, że nie porzuciłaś go, wiedziałam o tym i co jakiś czas zaglądałam tutaj w nadziei, że może jednak coś dodałaś.
    Notka może i krótka, ale czy była zapchajdziurą? Mnie tam się podobało i wcale nie uważam, żeby postacie miały kijki w dupach. Dialogi mi się podobały szczególnie ten pierwszy był taki jak z filmu? Idk.
    Niemniej, dziękuję za to ,że w końcu coś napisałaś i trzymam kciuki, że kolejna notka ukaże się równie szybko. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, rozdział zapchaj dziurą nie był, ale przyspieszaczem owszem. WCIĄŻ CZEKAM NA TE ISTOTNIEJSZE WYDARZENIA! ;_;

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.