„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 10 - Nieświadomy romantyk

Edytuj post

Afoniczny szloch wkomponował się w głuchą ciszę panującą w ogromnym medycznym pomieszczeniu do obrzydzenia pachnącym ostropestem z dodatkiem cykorii i lawendy. Woń licznych ziół i innych farmaceutyków była przesadnie wyrazista, wręcz dusiła swoją nietypową kompozycją aromatów. Jednak nie to było powodem nagłego napadu bezdźwięcznego płaczu.
Łzy choć z reguły powinny być słone, jej miały gorzki niczym czarna herbata smak. Były przepełnione tęsknotą i żalem. Co prawda obiecała już kilkakrotnie, że nie będzie więcej płakać, ale jak za każdym razem emocje brały na nią górę. Wewnętrznie była zbyt wrażliwą osobą, aby wszystko w sobie trzymać. W tym momencie czuła się jak pozostawione samej sobie wilcze szczenię, bezradne i samotne; błąkające się bez końca po wielkim, mrocznym lesie. Dlaczego przy chłopaku o platynowych włosach i lodowatych jak zimowy wieczór dłoniach czuła się tak jakby czas się zatrzymał i nic na świecie nie miało znaczenia? Czemu kiedy odchodził to przyjemne uczucie zastępowała martwa pustka? Przy nim wszystko wydawało się takie normalne, bezkarne; zupełnie jak kiedyś, gdy wraz z Jarvisem spędzała chłodne wieczory przy kominku grając w warcaby i rozmawiając o wszystkim co tylko ślina na język przyniosła. To nie tak, że nie chciała aby tak zostało, żeby wrócił i porozmawiał z nią jeszcze chwilę, wręcz przeciwnie; chciała tego, ale  bała się, że jeśli wpadnie w to głębiej wyrzuty sumienia mogą wezbrać na sile, a ostatecznie całkiem ją wyniszczą. W końcu wmawiała sobie, że po tym co zrobiła nie zasługuje na to by być więcej szczęśliwa.

♠ 

Mógł podejść i zapytać co się stało, ale tego nie zrobił. Stchórzył. Tak po prostu. 
Nie rozumiał tego co poczuł na widok jej zapłakanej twarzy. Jeśli faktycznie coś do niej czuł, coś więcej niż zwykłe koleżeństwo to mógł jedynie się nad tym zastanawiać. Nie wiedział co to znaczyć kochać. W rodzinie Malfoy'ów pojęcie miłości było zastąpione poczuciem obowiązku dotyczącym jedynie przedłużenia rodu. Nic dziwnego, że nie mogło to do niego dotrzeć skoro nie kochał nawet własnej matki, która urodziła go w bólu i cierpieniu, a od dziecka wpajano mu wyłącznie nienawiść do pół-krwistych i mugoli. Nie miał też tak wspaniałego życia jak to malują jego opiekunowie, którzy raz do roku odwiedzają Hogwart, aby upewnić się, czy nadal jest to wystarczająco godne miejsce do nauki dla ich syna, który po osiągnięciu wieku dojrzałości ma przejąć sprawowanie nad częścią rodzinnych interesów. I to był jeden z powodów dla, którego Draco nienawidził swoich rodziców – Traktowali go jak kolejnego pionka rodu, a on wcale nie chciał być jednym z nich.
„Idiota” skarcił sam siebie i czubkiem buta kopnął walającą się po korytarzu kulkę z papieru, która poturlała się wzdłuż kamiennej posadzki. Zszedł po schodach. Zatrzymał się piętro niżej będąc jeszcze w budynku Skrzydła Szpitalnego i podszedł do pierwszego z szeregu okna. Oparł czoło o zimną szybę oceniając przy tym stan pogody, która w żadnym stopniu nie uległa poprawie, a tylko się pogarszała. Śledził wzrokiem szarżujące po szkle krople wrześniowego deszczu, które z impetem uderzały o powierzchnię i tanecznym ruchem spływały w dół. Nie ważne jak długo o tym myślał, nadal nic nie rozumiał. Odwrócił się tyłem do zabudowanej wyrwy w ścianie i podparł łokcie o kamienny podokiennik. Uniósł twarz ku górze, a spod kosmyków jasnych blond włosów wyjrzały szare jak jadeit, błyszczące tęczówki. Zastanawiał się, czy wrócić, ale jakby to teraz wyglądało? Poza tym Pani Pomfrey prędzej by dała sobie obie ręce uciąć niż pozwolić mu na ponowne odwiedziny, do tego w czasie lekcji na które i tak już był spóźniony.
Minęło dobre kilka minut zanim ruszył się z miejsca. Postanowił odpuścić sobie zajęcia za co mógł solidnie dostać po głowie. Nie przejmował się tym jednak. Gdyby martwił się konsekwencjami za każdą opuszczoną przez siebie godzinę już dawno skończyłby w obskurnym pokoju w zakładzie psychiatrycznym. W ubiegłych latach często wagarował. Robił wtedy... jak to ujmował: bardziej pożyteczne rzeczy. Z tego powodu wmawiano mu często, że przynosi wstyd rodzinie i tylko dobre serce dyrektora powstrzymuje decyzję dotyczącą wyrzucenia go ze szkoły. Ale jakimś cudem został Prefektem, a podobno tylko najprzykładniejsi uczniowie mogą objąć to stanowisko. Jak widać zasady w Hogwarcie nie są tak rygorystyczne jak mówi o nich Albus Dumbledore co roku podczas powitalnej kolacji.
Wrócił do swojego pokoju, który na co dzień dzielił z Vincentem i Gregorym. Pomieszczenie było bardzo przestronne i ukazywało ogromną różnicę w charakterach i sposobie bycia współlokatorów. Każdy mieszkaniec miał wydzieloną swoją osobistą przestrzeń, gdzie mógł odpocząć po długim i męczącym dniu nauki. Część Vincenta przypominała typowe wysypisko śmieci. Wszędzie walały się puste opakowania po słodyczach i napojach. Gregory preferował ład i porządek, dlatego każdą rzecz miał poukładaną jak od linijki. Draco zaś można uznać za kogoś pośrodku. Bałaganu nie miał, ale porządku też nie. Usiadł przy drewnianym biurku w kolorze ciemnego orzechu. Spośród stosu różnego rodzaju książek wyjął jedną wyróżniającą się od reszty gabarytowo. Był to podręcznik „Eliksiry dla zaawansowanych” autorstwa Libacjusza Borage'a; najpewniej nowy wnioskując po okładce obitej czarną, lśniącą skórą i zapachu świeżego druku. Otworzył ciężki tom na spisie treści i palcem wskazującym wyszukał w długiej liście działów i tematów ten o eliksirze Wiggenowym. Przewertował kartki na stronę czterysta osiemdziesiątą pierwszą, gdzie znajdowały się wszystkie szczegóły dotyczące eliksiru jak i potrzebne składniki oraz sposób przyrządzenia. Draco zaśmiał się lakonicznie, kiedy przeczytał wszystko od a do z. Snape to naprawdę podstępny czarodziej. Jak się okazało Eliksir ten wcale nie był taki prosty do przyrządzenia, a nawet gorzej: bardzo rzadko udawało się go poprawnie wykonać. Pomijając składniki o które też nie było łatwo sam proces ważenia był okropnie skomplikowany i nie trudno było się pomylić. Reasumując dla zwykłego ucznia było to ogromne wyzwanie, do tego bardziej ryzykowne niż wspinaczka po górach. W końcu punkty są dla każdego niebywale ważne z wyjątkiem jego, ale chciał wykonać to zadanie, więc po dłuższym przemyśleniu spisał na kartce wszystkie potrzebne składniki:


5 fiolek krwi salamandry
10 sztuk kręgosłupa skorpeny
2 fiolki śluzu gumochłona
1 fiolka wody miodowej


Na osobnym arkuszu napisał dodatkowe kilka słów od siebie i wsadził świstki papieru do koperty, których miał pełną szufladę. Zaadresował list do swojego dalekiego wuja Aidena Ponce'a z którym utrzymywał wyjątkowo bardzo dobre stosunki. Ponce był osobą o specyficznym, przebiegłym charakterze i zdolnością do załatwienia wszystkiego czego tylko potrzebujesz, za odpowiednią opłatą oczywiście. Dla Draco był trochę jak starszy brat, którego podziwiał za wytrwałość w dążeniu do celu. Zawsze kroczył swoją własną ścieżką na przekór wszystkim, którzy chcieli go sobie podporządkować. Krótko mówiąc nie dał sobie w kaszę dmuchać, dlatego młody Malfoy bardzo go szanował. 
Po niespełna dwóch godzinach siedzenia w miejscu i robieniu niezbędnych notatek do projektu zauważył, że pogoda znacznie się poprawiła. Z pomiędzy przerzedzających się chmur wyglądały radośnie promienie słoneczne oświetlające podeszczowy krajobraz. Przeciągnął się porządnie po czym wstał, aby rozprostować resztę zesztywniałych kości. Ubrał obowiązkową uczniowską szatę i biorąc list do ręki opuścił swoje lokum znajdujące się w męskiej części dormitorium. Wiedząc, że żadnego z dyżurujących nauczycieli nie ma w pobliżu poszedł do sowiarnię, a następnie spokojnie spacerował dookoła budynku rozkoszując się świeżym, rześkim powietrzem. Szedł wydeptaną w trawie, grząską ścieżką zostawiając na niej wyraziste ślady spodu eleganckich butów. Jego uwagę przykuły beztrosko rosnące w polu kosmosy podwójnie pierzaste. Instynktownie podszedł w kierunku wspomnianej rośliny i bez namysłu zerwał łodyżkę o koperkowych liściach złożoną z jednego bladoróżowego kwiatu. Przyglądał mu się przez chwilę, a kropelki wcześniejszego deszczu sunąc po jedwabiście gładkich płatkach skapywały niewinnie w dół. „Bardzo delikatny kwiat, zupełnie jak Ona” powiedział do siebie. Czyżby był nieświadomym romantykiem? 
W drodze powrotnej do zamku ciągle trzymał w dłoni wcześniej zerwany onętek, który kołysał się we wszystkie strony pod wpływem sztucznego wiatru wytwarzanego przez jego powolny marsz. Zamyślony szedł przed siebie nie zwracając uwagi na otoczenie. Minęła właśnie druga godzina lekcyjna, a uczniowie grupami zaczęli krzątać się po korytarzach zajmując niemal całą wolną przestrzeń. Jako iż Draco nie miał wyrobionej u innych zbyt dobrej opinii, a większość osób najzwyczajniej się go bała natychmiast schodzili mu z drogi, dzięki czemu nie musiał się między nimi przepychać. 
-Powinieneś się wstydzić Malfoy. - Usłyszał za plecami dziewczęcy głos, który momentalnie przyprawił go o ból głowy. - Prefekt nie może sobie ot tak opuszczać lekcji. - Odwrócił się bokiem i  ujrzał za sobą dziewczynę w długich, brązowych lokach i twarzy wykrzywionej w typowym dla niej grymasie. Jak zawsze u jej boku stała dwójka chłopców: Ron i Harry z którym Draco skrzyżował gorzkie spojrzenie.
-Co Ty tam wiesz, Granger. - Odparł sucho na jej nagły komentarz i wsadził prawą rękę do kieszeni czarnych eleganckich spodni z kantem.
-Wiem, że jesteś nieodpowiedzialnym i bezczelnym dupkiem, który nie zrobił nic aby zostać Prefektem. Jesteś nim tylko dzięki wpływom swoich rodziców. - Oparła ręce na biodrach przybierając postawę jakby była główną przewodniczącą karcącą jednego z uczniów. Za bardzo oddała się poczuciu obowiązku, a kodeks Prefekta stanowił dla niej świętość, w końcu sama też nim była. - Jaki Ty dajesz przykład innym?
-Udajesz mądrą, a tak naprawdę jesteś strasznie tępa, co? - W jego głosie dało się wyczuć kpiący akcent. - Myślisz, że nagabywanie mnie swoimi bezsensownymi gadkami sprawi, że porzucę to według Ciebie najświętsze stanowisko? Od zeszłego roku próbujesz mnie do tego zniechęcić, ale widząc jak jesteś wkurzona tym bardziej nie mam zamiaru z tego rezygnować. - Spojrzał na nią złowieszczo jak myśliwy na konającą ofiarę. - Nie złamiesz mnie Szlamo, choćbyś nie wiem jak się starała. 
-Uważaj na słowa, Malfoy! - Wtrącił się Harry na dźwięk jednego z najbardziej obraźliwych słów w magicznym świecie. Wyszedł przed dziewczynę, ponownie krzyżując piorunujące spojrzenie z Draconem.
-Rycerz w lśniącej zbroi, Sir Harry Potter. - Zakpił z niego. - I jego paź Weasley. - Dodał widząc jak  obok chłopaka w okularach staje równie wkurzony Ron. - To, że tak jak ja Szlama jest Prefektem i Ty kapitanem drużyny nie znaczy, że możecie sobie myśleć, że jesteśmy równi. - Zwrócił się do Pottera, któremu na skroni żyłka pulsowała ze złości. - Ale to w końcu Gryffindor, więc nic w tym dziwnego. U Was zawsze wybierają tych najsłabszych z czystej litości.
-No tak. Bo Slytherin jest taki najwspanialszy. - Odparł ironicznie Harry. - Jesteście niczym innym jak bandą narcystycznych snobów, którzy patrzą na wszystkich z góry. Dla was liczy się tylko czysta krew, a cała reszta to podgatunki albo śmieci. - Choć Harry zawsze starał się zachować spokój to przy trwającej dłużej niż minutę wymianie zdań z Malfoy'em tracił cierpliwość. Draco zaśmiał się.
-Co Cię tak bawi?! - Warknął Ron.
-Wy, Gryfońskie błazny. - Odwrócił się do nich plecami. - Nie mam teraz czasu na przekomarzanie się z Wami. Przyjdźcie kiedy indziej, może wtedy będę miał większą ochotę wdeptać Was w ziemię jak robaki. - Machnął arogancko ręką i odszedł z wymalowanym na twarzy zadowoleniem z samego siebie. Trójka przyjaciół odprowadziła go wzrokiem jadowitej kobry, a kiedy zniknął za zakrętem zaczęli komentować między sobą całe to zdarzenie.
♠ 

Poruszała niespokojnie nogami siedząc w napełnionej po brzegi ogromnej wannie znajdującej się w łazience Skrzydła Szpitalnego. Ręce rozpostarła wzdłuż krawędzi starając się nie zamoczyć poranionych dłoni, gdyż styczność z ciepłą cieczą sprawiała jej okropny ból. Włosy spięte w niechlujny kok na czubku głowy sterczały we wszystkie strony świata, a miodowe oczy spoglądały na śnieżnobiałą pianę, która kojąco falowała na powierzchni wody. Siedziała w wannie tak długo, aż nie zaczęła przypominać suszonej śliwki. Z trudem wytarła ciało ręcznikiem i ubrała się w bladoniebieską szpitalną piżamę. Po wykonaniu każdej czynności udała się do gabinetu Pani Pomfrey aby ta założyła jej świeże opatrunki. Kiedy wróciła do sali pełnej łóżek, gdzie nie było ani żywej duszy zauważyła, że na jej szafce nocnej stoi kolba z pojedynczym bladoróżowym kwiatem. Usiadła na łóżku i wzięła go wraz z naczyniem do ręki. Pachniał delikatną słodyczą kojącą nos wśród tego okropnego smrodu leczniczych ziół. Nie wiedziała skąd się tu wziął, ale widok niewielkiej rośliny sprawił, że lekko się rozpromieniła.


~♠~

T.B.C

7 komentarzy

  1. ACH <3 W końcu się doczekałam! Szkoda ino, że tak krótko. :C Ale za to jak uroczo, Draco taki niepozorny ;>
    Weny Madziu i żeby Czesiu Ci nie podpalił domu x"D

    OdpowiedzUsuń
  2. "Gryfońskie błazny" x"D szczerze? Wbrew melancholijnej amtosferze tego rozdziału, czytając to stwierdzenie nie mogłam powstrzymać śmiechu. Pan dumny oraz zgryźliwy Draco Malfoy, jest nieświadomym romantykiem... podoba mi się taki obrót spraw ^^ to słodkie ile niepewności ma w sobie ten chłopak. Ronnie za to z drugiej strony, jejku strasznie jej współczuje, gdy czytałam o tym jak zaczęła płakać, chyba samej mi się pokruszyło coś w sercu. To nie fair... czemu ja jestem zawsze taka uczuciowa? To chyba twoje opowiadanie tak na mnie działa, no ;--; czekam cierpliwie na następny rozdział, pozdrawiam cię serdecznie oraz jak zawsze życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Cię za ten komentarz Mizuki! ❤
      Jestem teraz wzruszona, że aż tak to co piszę może się komuś podobać. ;_;
      Dziękuję!

      Usuń
  3. Oj tam coraz krótsze, nie każdy musi mieć tyle samo akapitów, słów i w ogóle. Ważne, że jest fajne to się liczy.
    Wczoraj na Skypsie wspominałaś coś o "niezrozumieniu", jak na moje oko mimo licznych akapitów, o które Ci chodziło - jest świetnie. Wszystko jest jak być powinno.
    Ach ten Draco taki romantyczny, jednak pod tym lodem ma jakieś serduszko. ;3

    Powodzenia Madziu i weny przy następnej notce. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie komentowałam wcześniej ale teraz postanowiłam skomentować twoje opowiadanie które naprawdę mi się podoba. Gdy je czytam czuję się jakbym czytała ulubioną książkę i z każdą kartką czuła się jeszcze szczęśliwsza pomimo niektórych smutnych rozdziałów chwytających za serce , opowiadanie które nam serwujesz jest niezwykle dopracowane i aż się dziwie że tak mało osób to czyta ;-; No cóż ale na pewno zdobędziesz więcej czytelników jestem tego pewna ponieważ jest świetnie :) Główna bohaterka którą bardzo polubiłam no i mój kochany Draco .. po prostu nic dodać nic ująć , z tym opowiadaniem zupełnie trafiłaś w mój gust :) Chciałabym też pochwalić świetny szablon który jest naprawdę miły dla oczu.
    No i jeszcze na koniec dodam że czasem zdarzyły się małe literówki :/ no ale ja też mam je bardzo często więc rozumiem albo ich nie było i ja mam zwidy , bo mój wzrok czasem szwankuj xDD
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny rozdział :) Mam nadzieje że będzie długi i pojawi się niedługo :)
    Ps. Ten Nicolas jest słodki <333 Kocham anime gangsta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miły komentarz! Jest mi teraz tak cieplutko na serduchu, że ojeju. Bardzo się cieszę, że podoba Ci się to co piszę; że masz takie odczucia co do tej historii. Co do szablonu to dziękuję po raz kolejny ponieważ mimo, że jest minimalistyczny to bardzo się nad nim namęczyłam. Jeśli chodzi o literówki to one będą zawsze. Kiedy pisze rozdział i czytam go milion razy to litery troją mi się czasami w oczach i sama nie jestem w stanie wszystkiego wyłapać.

      Również pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział we wtorek! ❤

      Usuń
  5. Hmm czy Draco naprawdę miał takiego wujka? Musisz mi powiedzieć bo jestem ciekawa!
    Podobał mi się fakt, że Ronnie nie jest świadoma, kto podrzucił jej kwiatka ;).

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.