„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 12 - Zapach, który bardzo mu się podobał

Edytuj post

Dźwięk uderzających o kamienną posadzkę dziesiątek par eleganckich szkolnych butów.
Oddechy poprzedzone wolniejszym lub szybszym biciem ludzkich serc.
Głosy różnej tonacji tworzące niewyobrażalny hałas.
Wszystko to nikło, jakby zatrzymane w czasie. Moment w którym oboje stali na środku przeludnionego korytarza i wpatrywali się wzajemnie w swoje barwne tęczówki był niczym spokojny sen. On odwrócił się do niej nie odrywając wzroku od oczu w kolorze lipowego miodu, które z gracją wyglądały spod linii długich, gęstych i czarnych jak atrament rzęs. Ona postąpiła podobnie zatapiając się w srebrzystym blasku jego tajemniczego spojrzenia. Dziwny dreszcz przeszedł każde z osobna imitujący delikatne muśnięcie prądem. Kilka sekund kontaktu wzrokowego wystarczyło aby obojgu zabrakło słów.
-Cześć, Ronnie. - Młody Malfoy pierwszy wyrwał się ze stanu wewnętrznego osłupienia spowodowanego jej nagłym pojawieniem się. Odzyskując świadomość przywitał się tak jak zawsze choć w dźwięk jego głosu wkradła się delikatna chrypka. - Twoje dłonie mają się już lepiej? - Zapytał.
-Ach... Cześć. Tak, nie bolą mnie już tak bardzo. - Puściła rękaw jego miękkiej, bawełnianej szaty, którą przez cały czas trzymała w uścisku krzyczącej napiętej skóry. Wyprostowała się i opuściła ręce wzdłuż ciała. Zamilkła na krótką chwilę. Potrząsnęła lekko głową, a do jej uszu dotarł wcześniej zignorowany harmider. Odniosła wrażenie jakby ktoś uderzył w jej błonę bębenkową jak w chiński gong. Było stanowczo za głośno. - Masz chwilę? Chciałam z Tobą porozmawiać.
-Właśnie szedłem na obiad, ale to może chwilę poczekać. - Odparł lekko zaskoczony jej nagłą prośbą.
-Tylko nie tutaj. Nie chciałabym do Ciebie krzyczeć. - Skinęła głową w kierunku okna z którego rozpościerał się widok na szkolny dziedziniec. O tej porze był niemal pusty dzięki czemu było to idealne miejsce na rozmowę. 
Na dworze było dosyć chłodno co momentalnie dało się poczuć jeśli nie miało się na sobie szkolnej szaty, która idealnie utrzymywała ciepło. Ronnie odetchnęła delikatnym powietrzem, które natychmiast odświeżyło jej umysł i przywróciło trzeźwość myślenia. Pozwoliła aby wiatr bawił się jej włosami, które niesfornie wywijały się w różnych kierunkach. Przeciągnęła się i spojrzała na niebo, którego błękit skrywał się za niewielkimi poduszkami z puszystych biały obłoków. 
-A więc... o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - Oparł się o zewnętrzną ścianę budynku i splótł ręce na torsie. Bacznie obserwował każdy jej ruch.
-Ach tak. - Przeciągnęła się raz jeszcze co w jej wykonaniu wyglądało rozkosznie. Stanęła na wprost niego i odchrząknęła jakby nie była pewna od czego zacząć, choć wcale tak nie było. - Chciałam może nie tyle co porozmawiać, a po prostu Ci za wszystko podziękować. - Zaczęła dość niepewnie, ale z wyczuwalną wdzięcznością w głosie. - Prawie się nie znamy, a Ty zrobiłeś dla mnie tak wiele choć wcale nie musiałeś. Chciałabym Ci się za to jakoś odwdzięczyć więc jeśli jest coś co mogłabym dla Ciebie zrobić to powiedz. - Czuła, że jej twarz powoli nabiera różowego koloru. Babcia nauczyła ją, że za okazaną pomoc należy podziękować jednak jej z trudem przychodziły takie rzeczy.
-Nic wielkiego nie zrobiłem. - Nie była to oznaka jego skromności, po prostu tak uważał. Co prawda nie był typem osoby, która bezinteresownie pomaga innym jednak w przypadku Ronnie nie oczekiwał nic w zamian. Poza tym to był pierwszy raz kiedy ktoś w tak szczery i urokliwy sposób mu podziękował co było dla niego wystarczające. - Ale skoro tak bardzo chcesz mi się odwdzięczyć możemy pójść razem na obiad. Pewnie też jesteś głodna. - Zaproponował widząc jej zdeterminowane do działania spojrzenie. Uśmiechnął się szelmowsko kiedy zająknęła się zaskoczona. Spodziewała się czegoś pokroju: „będziesz odrabiać za mnie lekcje przez miesiąc” albo „zostaniesz moją osobistą służącą na tydzień” jednak On chciał jedynie pójść razem na obiad. 
-Z-Z przyjemnością. - Draco wykonał gest ręką oznaczający „Panie przodem”. 
Szli obok siebie rozmawiając na dość ogólnikowe tematy. Głównie o szkole; za jakimi przedmiotami nie przepadają albo nauka czego sprawia im przyjemność. Okazało się, że oboje nie znosili wróżbiarstwa, którego uczyli się w ubiegłych latach. Uważali, że wróżenie z fusów herbaty albo szklanej kuli jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Na dobre słowo zasługiwała astronomia, którą pod pewnym względem pasjonował się Draco; dla Ronnie na pierwszym miejscu była opieka nad magicznymi istotami, ale temu raczej nikt nie powinien się dziwić.
-Co Ci się podoba w astronomii? - Zapytała, gdy zbliżali się do kolosalnych drzwi prowadzących do sali, która w tym momencie pełniła funkcję stołówki.
-Układy planet i gwiazd, różne kosmiczne zjawiska, wszystko to ma wpływ na magię... jednak nie to mnie w tym interesuje. 
-A więc co? - Chłopak przez moment się nie odzywał.
-Myślę, że głównie to jak wielki i tajemniczy jest wszechświat. Trwa od miliardów lat i zdawać się może, że czas płynie tam jak chce. Do tego świadomość jacy jesteśmy w stosunku do niego mali. Co prawda sama nauka o kosmosie mnie specjalnie nie interesuje, ale chciałbym kiedyś poznać wszystkie tajemnice jakie w sobie skrywa. - Nigdy nikomu nie mówił o swoich przemyśleniach na ten temat. Przy Ronnie przychodziło mu to bez problemu co ponownie tworzyło mu w głowie mieszankę myśli, które cały czas starał się poukładać w całość. Z nią rozmawiało mu się cholernie dobrze. Nawet Vincent i Gregory pomimo że byli jego najbliższymi przyjaciółmi nie byli w stanie doprowadzić go do stanu w którym wypowiadałby się na jakiś temat z tak szczerym entuzjazmem.
-Zgodzę się z Tobą. To niezwykłe uczucie kiedy patrząc w niebo uświadamiasz sobie jak wiele sekretów w sobie skrywa. - Była zdumiona jego odpowiedzią. Sama nigdy głębiej się nad tym nie zastanawiała jednak dzięki niemu na pewno jeszcze nie raz zajrzy do jakiejś książki o tej tematyce.
Weszli do środka ogromnego pomieszczenia w którym jak zawsze o tej porze unosił się cudowny zapach różnego rodzaju smakowitych potraw. Uczniowie zajmowali miejsca w swoich rewirach i łapczywie napychali policzki jedzeniem. Jako iż oboje przyszli dobre dwadzieścia minut po rozpoczęciu posiłku spora część ludzi zdążyła już opuścić salę. Z przeciwnego końca stołu Slytherinu rozległ się donośny, dziewczęcy głos należący do osoby, której Ronnie nie miała ochoty już nigdy więcej spotkać choć wiedziała, że to nie będzie możliwe przez najbliższy rok. Pancy na widok swojego obiektu westchnień: Dracona z przesłodzoną radością w głosie wykrzyczała, że zajęła mu miejsce obok siebie.
-Nie usiądziesz z Panną Czepliwą? - Zapytała w żartobliwy sposób Ronnie kiedy dziewczyna wykrzyczała jego imię kolejne trzy razy. - W końcu chyba dosyć często spożywacie posiłek w swoim towarzystwie.
-Tylko wtedy, kiedy dosiada się bez pozwolenia. W tym momencie wolałbym żeby Twój smok odgryzł mi rękę. - Stanowczo wyraził swoją niechęć i zignorował młodą Parkinson, której twarz pokrył soczysty czerwony kolor będący wyrazem jej złości i rozgoryczenia. Ronnie poczuła jak jej wrogie spojrzenie przeszywa ją na wylot czym ani trochę się nie przejęła.
-Mephisto ma trochę inny gust jeśli chodzi o jedzenie, ale jestem pewna, że jeśli mu podpadniesz amputuje Ci ją bez wahania. - Usiedli do stołu vis a vis z Vincentem i Gregorym, którzy dzięki potężnej budowie ciała tego pierwszego byli łatwi do dostrzeżenia.
-Dobrze wiedzieć, ale nie skorzystam. - Odparł z przekonaniem, że ręce będą mu jeszcze potrzebne przez najbliższe lata.
-Co się stało, że przyszliście razem? - Zapytał Gregory i uśmiechnął się cwanie w kierunku swojego przyjaciela Draco.
-Wpadliśmy na siebie na korytarzu. - Wyjaśniła Ronnie nakładając sobie kawałek soczystej pieczeni na talerz. Podczas pobytu w Skrzydle Szpitalnym jadła tyle co kaczka; to miejsce po prostu odbierało chęć patrzenia na jedzenie o konsumpcji nie wspominając. Ta odpowiedź jednak nie usatysfakcjonowała Gregorego. Od Draco emanowała nieco inna aura niż zazwyczaj, a On bardzo chciał wiedzieć co było tego powodem. Już przyszykował sobie serię pytań, które zada mu wieczorem.
-Jak idzie wam robienie projektu? - Wtrącił Vincent przerywając na moment przeżuwanie kolejnego kawałka duszonego drobiu. Twarz miał umorusaną sosem przez co nie prezentował się za dobrze choć i bez tego wyglądał jak prosię.
-Jeszcze nie zaczęliśmy. - Malfoy z niesmakiem spojrzał na chłopca, który dressingiem zapaćkał koszulę a następnie nie przejmując się niczym zlizał jego resztki z rękawa. - Ale możemy się dzisiaj za to zabrać jeśli masz czas. - Zwrócił się w stronę Ronnie, która po krótkim przeanalizowaniu planu dnia, którego w zasadzie nie miała zgodziła się. Osobiście chciała mieć to już z głowy. Robienie wszystkiego na ostatnią chwilę nie należało do rzeczy, które praktykowała. Im wcześniej to skończą tym lepiej. 

♠ 

Położył na blacie stołu kartonowe pudełko sporych rozmiarów w którym znajdowały się wszystkie rzeczy jakich potrzebowali do przyrządzenia eliksiru wiggenowego. Za pozwoleniem Profesor McGonagall użyli jednej z sal lekcyjnych jako małego laboratorium w którym spędzą razem co najmniej dwie godziny w towarzystwie setek słoi z martwymi zwierzętami zatopionymi w formalinie. Choć dla Ronnie widok zdeformowanych zwłok nie był czymś przyjemnym postarała się to zignorować skupiając swoją uwagę na rozstawiającym sprzęt Draco. Bacznie obserwowała jak sprawnie składa specjalny palnik do podgrzewania cynowego kociołka i układa chronologicznie każdy składnik na kawałku pergaminu wzorując się na przepisie z książki.
-Wszystko gotowe, możemy zaczynać. - Rzucił pusty karton na podłogę. Ronnie zeskoczyła z blatu ławki obok na której wcześniej siedziała i podeszła do niego zaglądając do otwartej książki, którą trzymał. Jej głowa delikatnie dotknęła jego ramienia przez co zaskoczony oderwał wzrok od podręcznika. Mimo, że naruszyła jego przestrzeń osobistą wcale mu to nie przeszkadzało. „Cholera, o co chodzi?!” zaklął w myślach kiedy poczuł jej zapach przypominający delikatną woń rumianku, który bardzo się mu podobał. 
-Książka nie będzie nam potrzebna. Wiem jak przyrządzić ten eliksir. - Zabrała mu ciężki tom obity czarną skórą i odłożyła do pudełka. - Instrukcja w tej książce jest specjalnie napisana w tak trudny i skomplikowany sposób.  Ma to na celu zmusić uczniów do wysilenia swoich mózgownic. W rzeczywistości jest to banalnie proste.
-Skąd wiesz takie rzeczy? - Nie ukrywał swojego zdziwienia. 
-Od babci. W domu zajmowała się przyrządzaniem eliksirów na zamówienie. Z tego żyła. Jako, że zazwyczaj miała wiele pracy często jej przy tym pomagałam. - Nalała do kociołka fiolkę wody miodowej, która stanowiła bazę dla całego wywaru. - Mógłbyś... - Wskazała na palnik, którego sama nie była w stanie uruchomić. 
-Może ja się tym zajmę, mów mi tylko co mam robić. - Zaproponował widząc jak spogląda z irytacją na swoje zabandażowane dłonie. Westchnęła. Kolejno zaczęła dyktować każdy etap ważenia eliksiru. Draco posłusznie wykonywał każde polecenie. Wpierw do wody dodał trzy fiolki krwi salamandry, przez co wywar zmienił swój kolor na soczyście czerwony. Po zagotowaniu cieczy dodał dziesięć sztuk kręgosłupa skorpeny i dwie fiolki śluzu gumochłona. Na koniec kiedy wywar przybrał barwę brudnej zieleni dopełnił resztą składników. Cały proces trwał około trzydziestu minut. Kiedy eliksir wystygł przelał go do pięciu szklanych pojemniczków i zabezpieczył. 
-Nie było takie trudne prawda? - Zapytała kiedy kończyli sprzątać stanowisko.
-Nie pomyślałbym, że to może być takie proste. Gdybym był w parze z kimś innym pewnie głowiłbym się nad tym dobre kilka godzin. - Pakował fiolki do osobnego pudełka. Zatrzymał się przy ostatniej sztuce i podał stojącej obok Ronnie. - Ufając Twojemu doświadczeniu eliksir powinien zadziałać. Wypij go. Twoje dłonie ewidentnie o to proszą. 
-Jesteś pewny, że mogę zużyć jedną sztukę? - Marzyła o tym od kiedy zaczęli go przygotowywać jednak nie była w stanie się do tego przyznać. Propozycja chłopaka była dla niej zbawienna.
-Powiemy, że się nam zbiła. - Ronnie uśmiechnęła się z wdzięcznością i wypiła zawartość buteleczki. Smak był okropny. Z trudem powstrzymała odruch wymiotny, ale ulga jaką poczuła po spożyciu płynu była warta wszystkiego.
-Dziękuję. - Zdjęła bandaże, a rany zdobiące jej dłonie całkiem zniknęły.


~♠~

T.B.C

6 komentarzy

  1. Magdaleno... ty niczym Orzeszkowa, zmieniasz szarość wyrazów w barwne słowa, usłane polotem niesamowitem, czytuję je wciąż z niemem zachwytem, okrzyk ciśnie mi się na usta, jestem zachwycona (jak langusta), bo trafiasz w moje gusta :D

    twoja wierna fanka, Domek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam z góry ale ten komentarz nie będzie zbyt ambitny ;_; No więc chciałabym powiedzieć że bardzo mi się podobał ^^ Fajnie że przygotowywali razem ten eliksir ;** Cud, miód i orzeszki! Już nie mogę się doczekać następnego ^^
    Powodzenia życzę!
    No i pozdrawiam ;**
    Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy komentarz się dla mnie liczy dlatego nie musi być ambitny, wystarczy jedno ciepłe słowo, które będzie mnie motywowało do dalszej pracy. Twój jest nawet ponadto dlatego dziękuję bardzo. ❤

      Usuń
  3. Draco coraz bardziej zdziwiony swymi dziwnymi reakcjami: na jej zapach, dotyk, urok, po prostu jej osobę. <3 Ładnie to wszystko opisujesz i ubierasz w słowa.

    Wtorki to dla mnie po prostu rozkosz. Nie masz pojęcia jak to jest. obudzić się po nocnej zmianie w pracy i widzieć nowy rozdział, albo przyjść z rannej i też móc przeczytać coś wspaniałego. To prawie jak oczekiwanie na nowy odcinek ulubionego anime. ;)

    Wena to "rzecz" dziwna. Czasem mam tak, że piszę i końca nie widać, a czasem każde zdanie to jak chodzenie pod górę w cierniowych sandałach. Mimo wszystko wychodzi Ci to znakomicie. Najważniejsze, że robisz to z pasją! Powodzenia w dalszym tworzeniu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, myślę, że Severus nie nabierze się na zbitą fiolkę, ale nice try, Draco! ;_;.

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.