„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 13 - Pióro maczane w szklanym kałamarzu

Edytuj post

Zegar wiszący na tle szarej tapety w ciemnozielone, minimalistyczne wzory wskazywał godzinę szóstą trzydzieści rano. Ozdobne wskazówki monotonnie przesuwały się po blaszanej tarczy z wyrytymi rzymskimi cyframi, a każdemu ruchowi towarzyszyło ciche tykanie pracującego mechanizmu. Ronnie spoczywała przy biurku z otwartą książką na blacie, której tytułu nie mogła zapamiętać pomimo ciągłego zerkania na okładkę. Leniwie przerzucała strony to w jedną to w drugą stronę wzdychając przy tym zrezygnowanie. Choć bardzo się starała ani na moment nie mogła się skupić na powieści, którą tak bardzo zachwalała jej Sheryl. Widziała jedynie skupisko liter łączących się w bezsensowne w tym momencie zdania. To było do niej niepodobne. Od zawsze pochłaniała książki jak świeżo upieczony babciny sernik z owocami, a dzisiaj zachowywała się zupełnie tak jakby nie miała apetytu. 
Sfrustrowana odłożyła tomik na bok i czule pogładziła okładkę zdrową już dłonią na której zatrzymała spojrzenie wspominając o miłym geście młodego Malfoya. Ponownie westchnęła i sięgnęła po kawałek czystego pergaminu, który delikatnie zawijał się na rogach. Zamoczyła dudkę w szklanym kałamarzu i sprawnie wykaligrafowała pierwsze słowo.
-Piszesz list do Tanyi? - Zapytał Mephisto od pewnego czasu obserwujący kolejno wykonywane przez nią czynności. Usiadł na brzegu biurka i bacznie przyglądał się białemu, puchatemu pióru, które poruszało się z gracją po arkuszu.
-Tak. Miałam jej odpisać od razu, ale przez to co się ostatnio działo wyleciało mi to z głowy. - Odparła marszcząc brwi kiedy kilka kropli atramentu rozbryzgało się na papierze. Nerwowo zgniotła zaplamiony wpis i rzuciła nim o podłogę. Papierowa kulka odbiła się dwukrotnie od podłoża i zniknęła pochłonięta przez mrok spod łóżka. Sięgnęła po nową kartkę i zaczęła od początku jednak kompletnie straciła wątek. Złapała się wolną ręką za głowę i zdenerwowana wbiła swoje średniej długości paznokcie w skórę.
-W wakacje pisałyście ze sobą codziennie. Jeśli się od tego nie odzwyczaiła pewnie teraz zniecierpliwiona oczekiwaniem na odpowiedź rwie sobie włosy z głowy. - Rozejrzał się w kilku kierunkach i przemieścił się na przeciwną stronę blatu gdzie leżał schludnie złożony szalik w barwach Slytherinu. Położył się na nim jak na najwygodniejszym posłaniu i ziewnął przeciągle.
-Taka codzienna wymiana korespondencją była męcząca. Zwłaszcza dla Favilli choć nigdy mi się nie skarżyła na tak częste loty... - Zamilkła na chwilę. - To jedyne stworzenie z którym nigdy nie umiałam porozmawiać pomimo wielkich starań. Zastanawiam się z jakiego powodu nie mogę nawiązać z nią kontaktu. - Spojrzała się na niego pytająco i zarazem podejrzliwie jakby uważała, że Mephisto może coś o tym wiedzieć.
-Sam też nie mogę się z nią porozumieć, więc wiem jak się czujesz. Ale to spokojna ptaszyna, której nie da się nie lubić. Jestem ciekaw jak się miewa. 
-Pewnie teraz jest na etapie obracania się w popiół i odradzania jako pisklę. Oby żaden kot jej nie pożarł. - Z lekkim oporem kontynuowała pisanie listu maczając co chwilę pióro w atramencie. Z każdym kolejnym napisanym słowem szlo jej coraz lepiej, aż w końcu na dobre się rozpisała.
-Nie uważasz, że czuje się opuszczona będąc tam sama tyle czasu? 
-Możliwe, ale nie opuści mieszkania babci, jedynie na moment spełniając swój obowiązek ptaka pocztowego. Nawet jeśli zabierzesz ją siłą i tak znajdzie sposób aby tam wrócić. To Feniks, a one są wierne właścicielowi nawet po jego śmierci. -  Odłożyła sterówkę kiedy nakreśliła swoje imię na samym dole ciągłości zdań. Wzięła świstek papieru i przeczytała od początku do końca to co przedstawiało jej schludne, eleganckie pismo.



Tanyo,

Na początek chciałam Cię przeprosić. Wybacz, że nie odpowiedziałam na twój list od razu, ale miałam sporo na głowie przez ostatnie dni. Dodam też, że nie będę w stanie codziennie wysyłać do Ciebie sowy choć postaram się to robić jak najczęściej. W każdym razie dziękuję za Twoje zrozumienie i wsparcie. Nawet nie wiesz jak to pomaga mi normalnie funkcjonować. Chciałam Ci powiedzieć, że chyba znalazłam osobę której mogę zaufać. Oczywiście nie jestem tego jeszcze w stu procentach pewna, za krótko go znam, jednak przy nim wszystko przychodzi mi z taką znajomą lekkością. To dziwne, ale jestem w stanie powiedzieć, że nawet go lubię. Jest inny od reszty... może pod pewnym względem podobny do mnie dlatego mam co do niego takie odczucia? Nie wiem, ale dzięki temu mam nadzieję, że jakoś przetrwam ten rok.
Odnośnie Wielkiego Magicznego Turnieju powiem tylko tyle, że nie mogę się doczekać aż się zobaczymy. Co prawda to jeszcze kilka miesięcy, ale oby ten czas szybko minął. Z niecierpliwością czekam, aż zaprezentujesz mi kilka sztuczek.

Trzymaj się ciepło.

Ronnie


-I jak tam książka? Podoba się? - Usłyszała za sobą zaspany głos Sheryl. Stała ubrana w za dużą pidżamę w kolorze brudnego różu z motywem w wielobarwne babeczki i maskotką białego królika pod pachą. Włosy miała spięte w dwa chaotyczne koki, które podczas snu stoczyły zaciekłą bitwę z poduszką. Leniwie pocierała powieki spod których wyglądały zaczerwienione od niedoboru snu oczy.
-Ach.. Jeszcze nie zaczęłam. - Odwróciła się do niej i zmierzyła jej osobę lekko rozbawionym wzrokiem. 
-Szkoda. Ale jak się już ją przeczytasz to mam nadzieję, że spodoba Ci się tak ja mi. Mogłybyśmy razem zachwycać się postacią Lorda Mercado. - Upuściła maskotkę i jakby rozbudzona złożyła dłonie w zachwycie na sam dźwięk tego nazwiska, które w jej ustach brzmiało jak jedno z dziwnych imion dla rasowego psa lub kota.
-Jak przeczytam to dam Ci znać. - Odparła. - Nie powinnaś się już ogarniać? Jest po siódmej. 
-Spokojnie, dam radę. - Ziewnęła głośno jakby tracąc całą pozyskaną przed chwilą energię.
-Skoro tak mówisz. - Wstała z krzesła, ubrała szkolną szatę i wzięła kilka niezbędnych rzeczy. - W każdym razie ja się już zbieram. Mephisto. - Skinęła głową, a smok wspiął się po jej ramieniu. Zanim wyszła usłyszała jeszcze na wpół śpiące „do zobaczenia”.

♠ 

Obrona przed czarną magią należała do przedmiotów najbardziej potrzebnych. Choć od mściwych lat Lorda Voldemorta minęło dość sporo czasu i tak odnotowywano miejscowe użytki zaklęć zakazanych; niewybaczalnych przed którymi każdy czarodziej powinien umieć się obronić. Pomimo iż czarna magia jest tak niebezpieczna to w czasach kiedy zwykli mugole urządzali polowania na czarownice, wiedźmy używały jej w obronie własnej, wtedy też uważano, że magii mogą używać tylko kobiety. Każdą niewiastę posądzoną o praktykowanie czarów łapano, a następnie palono na stosie. Jednak czasy się zmieniły, a w obecnych, magów oddanych czarnej magii czekał nie stos, a coś o wiele gorszego – ciężkie łańcuchy i zimne mury Azkabanu na wieki wieków.
Ronnie przez spędzone kilka dni w szpitalu ominęła pierwszą lekcję zapoznawczą z nowym nauczycielem od obrony przed czarną magią. Z tego co usłyszała od plotkujących uczniów co roku dochodziło do zmiany kadry nauczycielskiej na tym właśnie stanowisku więc nikogo to specjalnie nie dziwiło za wyjątkiem jednej rzeczy. Nowy nauczyciel był niewiele starszy od własnych podopiecznych. Aiden Locke miał zaledwie dwadzieścia trzy lata. Był dobrze zbudowanym, wysokim i przystojnym brunetem przez co momentalnie stał się obiektem westchnień wielu młodych czarownic. Ubrany w proste garniturowe spodnie, eleganckie buty, białą koszulę i czarną kamizelkę w której kieszonkę wypełniała paczka tanich papierosów stał na środku sali i z ogromnym przekonaniem wypowiadał się na temat zaklęć obronnych. Na Ronnie jednak nie robił większego wrażenia, zamiast tego sprawił, że poczuła się niekomfortowo kiedy oczami o barwie płynnego złota spoglądał na nią ukradkiem spod ciemnej grzywki, która w porównaniu do reszty jego włosów była odrobinę za długa. Postarała się to zignorować i oparła wygodniej plecy o twarde oparcie krzesła. Zajmowała samotne miejsce w ławce stojącej na końcu środkowego rzędu. Przed nią siedziała Luna z Nevillem, którzy co chwilę wymieniali pomiędzy sobą złożoną na pół karteczkę zawierającą najpewniej ich przemyślenia na temat młodego nauczyciela, a po lewej stronie Draco z Gregorym, którzy najwyraźniej tak jak i ona nie byli zainteresowani tematem zajęć; między innymi z ich powodu wybrała to miejsce na końcu sali. 
Półmrok panujący w pomieszczeniu otulał ją niczym miękka pierzyna i nakłaniał do zapadnięcia w głęboki sen. Dział z zaklęć obronnych był jej bardzo dobrze znany. Z tego powodu wszystko o czym mówił nauczyciel działało jak środek nasenny. Nudziła się do tego stopnia, że w myślach zaczęła śpiewać hymn Akademii Magii Beauxbatons, a to był już szczyt wszystkiego.
-Czy ktoś zna jakieś ciekawe zaklęcie obronne spoza programu nauczania? - Aiden zadał któreś z rzędu pytanie starając się tym samym nakłonić uczniów do wysilenia obumierających z lenistwa szarych komórek. Jego oczekiwaniom sprostała tylko Hermiona. Dziewczyna pewna siebie za każdym razem unosiła rękę do góry i udzielała co prawda przemądrzałej, ale poprawnej i momentami ciekawej odpowiedzi. - Hermiono, dziękuję za Twój czynny udział w lekcji, ale może tym razem dajmy szansę innym. - Nakazał jej opuścić rękę i zmierzył resztę klasy wzrokiem, którym niemal przebił każdego na wylot. Był poirytowany brakiem jakiegokolwiek entuzjazmu w tej klasie i bez trudu potrafił to ukryć za maską przykładnego, dorosłego człowieka, ale w tym momencie musiał powiedzieć kilka słów krytyki. - Wiecie co... Nie wiem czy to przez to, że jestem od Was starszy zaledwie kilka lat i nie czujecie wobec mnie respektu, czy macie traumę po poprzednim nauczycielu albo jesteście po prostu tępi jak stado pędzących imadeł, ale proszę Was wysilcie się chociaż trochę i pokarzcie mi, że jednak coś w tych Waszych głowach siedzi. - Wtem w oddali podniosła się jeszcze jedna dłoń, która zwróciła uwagę wszystkich zgromadzonych. - Klękajcie narody, oto ktoś się zgłosił. - Klasną w dłonie kilka razy. - Ty nazywasz się...
-Veronica Sheffield. - Przedstawiła się nie dając mu nawet chwili na skojarzenie jej osoby. Wszyscy skupili na niej swoje spojrzenia, a ona zbita z tropu doszła do wniosku, że to nie był dobry pomysł aby się zgłosić, aczkolwiek poczuła się urażona kiedy zmieszał ją z błotem i wrzucił do jednego worka ze wszystkimi w tej klasie. 
-Tak więc Veronico, podaj nazwę zaklęcia, które znasz i wyjaśnij do czego służy. - Uśmiechnął się do niej ciepło, a jej ciało przeszedł ostrzegawczy dreszcz mówiący, że coś jest z tym facetem nie tak.
-Vooxius Illan. Zaklęcie tworzące silną barierę ochronną wokół ciała użytkownika, która jest odporna nawet na najsilniejsze zaklęcia niewybaczalne. Jego wadą jest to, że wymaga posiadania perfekcyjnej kontroli nad własną magią z czym znaczna większość magów, nawet tych doświadczonych ma problemy. - Jej dłonie zatrzęsły się niespokojnie, gdy wyraz jego twarzy ponownie uległ zmianie i obdarował ją dość specyficznym spojrzeniem przez które włosy stanęły jej dęba. 
-Świetny wybór. Może chciałabyś spróbować je zaprezentować? - Zapytał, a Ronnie pokręciła przecząco głową wypowiadając ledwie słyszalne „nie”. Swoją nagłą zmianą zachowania przykuła uwagę siedzącego obok Draco, który przygryzł wargę widząc jak nerwowo zaciska dłonie w pięści. Aiden nie zrobił nic szczególnego, ale w zaledwie chwilę doprowadził ją do takiego stanu, że zaczęła się bać. Gdyby lekcja w tym momencie nie dobiegła końca serce Ronnie wybuchłoby we wnętrzu jej klatki piersiowej rozrywając ją na kawałki. Gdy Locke wypowiedział ostatnie słowa kończące zajęcia, natychmiast opuściła pomieszczenie i udała się w pierwszym lepszym kierunku. Nie rozumiała dlaczego aż tak źle się poczuła, ale wiedziała jedno, że musi trzymać się od niego z daleka. 


~♠~

T.B.C

7 komentarzy

  1. Odpowiedzi
    1. Wybacz Madziu, że tak zaniedbałam Twój blog i w ogóle go nie czytałam... ale z nadejściem roku szkolnego, moja wena, jak i chęć do czytania zniknęła, dlatego postanowiłam nadrobić wszystkie blogi, które czytałam :3 niedługo zostawię pod wszystkimi rozdziałam, ambitne komentarze, oczywiście przed tym, przeczytam wszystkie rozdziały ^^

      Usuń
    2. Spokojnie, nie mogę mieć do Ciebie pretensji, wszystko doskonale rozumiem tym bardziej, że sama zaniedbuję ten blog. Oczywiście cały czas próbuję pisać nowy rozdział, ale wena opuściła mnie chyba na dobre. :c

      Usuń
    3. Powoli zabieram się do nadrabiania rozdziałów, moja wyobraźnia dosłownie szalała, gdy czytałam ten rozdział. Na początku ten nauczyciel wydawał mi się po prostu nudny, ale kiedy zbliżałam się ku końcowi tego rozdziału... ten nauczyciel wydał mi się bardzo interesującą osobą, jestem ciekawa co takiego ukrywa. Rozdział wcale nie był nudnawy, po prostu czasem muszą trafić się mniej pasjonujące rozdziały. Ale ten rozdział wyjątkowo mi się spodobał, a teraz zabieram się za czytanie następnych.
      Pozdrawiam i życzę dużo weny ^^

      Usuń
  2. Uff w końcu miałam czas, zeby przeczytać ;-;
    Madziu, czemu tak krótko :c ?
    i żaden nudnawy, cudowny rozdzialik jak zwykle <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż wstyd, że dopiero czwartego dnia od pojawienia sie rozdziału mam siłę by go przeczytać. Bo nie będę ukrywała, że czas był ale siły czytelnika opuściły mnie totalnie.

    Rozdział nie był nudny, ale krótki, za to interesujący. Czy nowy nauczyciel będzie nowym zagrożeniem? Może być interesująco. ;3 Czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh ta Shirley (Sheryl) zmieniająca imiona xD. W sumie mówisz, że to mało ważna postać, ale bardzo podoba mi się jak wkładasz serce w wykreowanie jej, przez co nie jest taką zwykłą zapchaj dziurą.

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.