„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 14 - Pies z ministerstwa

Edytuj post

Oparła plecy o jedną ze ścian nośnych we wnętrzu łazienki dla dziewcząt na pierwszym piętrze. Zimno emanujące od kamiennego muru jak silny wiatr przeniknęło przez materiał ubrania i przeszło wzdłuż całej linii kręgosłupa. Jej ciało zadrżało; bardziej z niepokoju niż z uczucia chłodu. Wzięła kolejno dwa głębokie wdechy. Pierwszy z braku wystarczającej ilości tlenu w płucach; drugi aby uspokoić serce kołaczące o kilka tonów za szybko. Gdy wyrównała oddech rozejrzała się dookoła w celu upewnienia się, że nikogo nie ma w pomieszczeniu, które z reguły podczas przerw powinno być oblegane przez dziesiątki martwiących się o swój wygląd młodych czarownic. Jednak teraz było inaczej. W środku nie było nikogo oprócz Ronnie, która po chwili poczuła się niezwykle żałośnie. Osunęła się powoli na ziemię uderzając pośladkami o twardą i równie lodowatą co ściana podłogę. Uniosła twarz ku górze. Mrużąc powieki spoglądała na pożerany przez wilgoć sufit na moment zatracając się we własnych myślach. „Jego spojrzenie... czemu było takie dziwne?” zapytała samą siebie. „Dlaczego mnie tak przestraszyło?” jedno pytanie zastępowało następne bijące się we wnętrzu jej głowy ostatecznie powodując zwątpienie. „Nie... pewnie to wszystko mi się tylko wydawało... na pewno.” 
-Czemu mówisz sama do siebie? - Zobaczyła wyłaniającą się z podłogi tuż przy jej stopach twarz młodej dziewczyny w okularach i włosach spiętych w dwa długie kucyki. Ronnie wzdrygnęła się lekko na piskliwy dźwięk jej głosu. 
-Kim jesteś? - Zapytała patrząc na zjawę pozbawioną jakichkolwiek barw. Zanim spotkała pierwszego w życiu ducha była przekonana, że egzystują jako zarys ludzkiej sylwetki, nie mają twarzy ani głosu, że unoszą się rozmazane w powietrzu jak mgła o poranku. Te które dotąd miała okazję zobaczyć nie wyróżniały się, były nijakie, szare jak pochmurne niebo; pozbawione tajemniczości. 
-Niegrzeczna jesteś wiesz? Powinnaś sama się wpierw przedstawić. - Odparła oburzona zjawa i prezentując w pełni swoje półprzezroczyste oblicze zrobiła w powietrzu pas de bourree* zakończone gustowną arabeską.
-Ach... Jestem Ronnie. - Wstała z podłogi otrzepując pośladki z warstewki brudu zebranego na czarnej spódnicy. - Już znasz moje imię, teraz Ty mi wyjaw swoje.
-Ja jestem Marta. - Odpowiedziała dumnie. - Co tutaj robisz? Nikt już nie korzysta z tej łazienki. - Zapytała po chwili bawiąc się kosmykami swoich martwych włosów.
-Nie wolno tu wchodzić? - Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś co mogłoby zagrozić zdrowiu i bezpieczeństwu uczniów. Nic jednak nie zauważyła. To miejsce nie wyróżniało się niczym od reszty szkolnych łazienek.
-Wolno, jednak nikt tego nie robi. 
-Czemu?
-Bo ja tutaj jestem. - Wyjaśniła przyglądając się Ronnie ze skwaszonym wyrazem twarzy. - Przez to czuję się straaasznie samotna. 
-Omijają to miejsce bo Ty tu jesteś? Po szkole przemieszcza się mnóstwo duchów i jakoś ludziom to nie przeszkadza. Niektórzy nawet poświęcają im czas na długie rozmowy zagradzając tym samym przejście na schodach czy korytarzach... co jest cholernie irytujące. - Ostatnie zdanie dodała w myślach. Spojrzała na nią badawczo doszukując się wpierw wizualnego powodu jej odrzucenia przez szkolne społeczeństwo, jednak Marta wyglądała zupełnie normalnie.
-Mi nikt nie chce poświęcić ani chwili na rozmowę. Wszyscy są dla mnie wredni. Do tego omijają tą łazienkę szerokim łukiem. Naprawdę nie mają za grosz manier! - Podniosła głos przez co jego ton wydawał się jeszcze bardziej piskliwy.
-Ja z Tobą rozmawiam. - Przerwała histeryczny monolog Marty zmuszając ją przy tym aby na nią spojrzała. - Skoro czujesz się taka skrzywdzona to mogę być Twoją towarzyszką do rozmów, jeśli w zamian pozwolisz mi tu czasem w spokoju posiedzieć. 
-Na pewno będziesz miała mnie dość po jednej rozmowie. Wyjdziesz też pewnie szybciej niż się zjawisz. - Brzmiała jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Jesteśmy w trakcie pierwszej rozmowy i nadal tu jestem. - Próbowała dopiąć swego. 
-Nie uciekniesz niezależnie od tematu na jaki będę chciała rozmawiać? - Ronnie twierdząco kiwnęła głową. - Dlaczego chcesz tu przychodzić? Muszę wiedzieć jeśli mam się zgodzić. 
-Powiedzmy, że to będzie mój tymczasowy azyl. - Odparła. Marta zachichotała, a jej duchowa twarz lekko się rozpromieniła. Nie wyglądała już jak zgryźliwa, szkolna kujonka tylko jak zwyczajna, przyjazna uczennica.
-A więc zgadzasz się na taki układ? - Ronnie wyciągnęła rękę, a Marta mimo braku możliwości dokonania kontaktu fizycznego uścisnęła ją przypieczętowując ten pakt z uśmiechem. - Powiesz mi z jakiego konkretnie powodu wszyscy Cię unikają? 
-Nie wiem... - Posmutniała. - Mówią na mnie Jęcząca Marta. 
Wyszła z łazienki po niemożliwie długich kilkunastu minutach rozmowy z duchem zmarłej uczennicy. Westchnęła ciężko, gdy drzwi od pomieszczenia się za nią zamknęły. „W co ja się wpakowałam?” pomyślała czochrając się ze złością po głowie. Teraz rozumiała dlaczego nazywają ją Jęczącą Martą i omijają wejście do łazienki szerokim łukiem. Żałowała, że nie wstrzymała się ze swoją propozycją do momentu poznania jej gadatliwej natury, ale nie mogła się już wycofać,  przynajmniej do czasu aż nie znajdzie lepszego miejsca zastępującego azyl. 
Gdy spojrzała przed siebie ujrzała opierającego się o wysunięty, kamienny podokiennik Draco, który swoimi srebrzystymi tęczówkami głęboko się w nią wpatrywał.
-Co Ty tu robisz? - Podeszła do niego starając się zignorować spojrzenie, które wewnętrznie wprawiało ją w zakłopotanie.
-Dziwnie się zachowywałaś, więc poszedłem za Tobą. Obawiałem się, że zrobisz coś równie głupiego jak zabawa z ogniem, ale do łazienki dziewcząt wolałem się nie zapuszczać. - Wyjaśnił, a Ronnie lekko się zaczerwieniła.
-Przepraszam, że musiałeś się martwić. - Zmieszana odwróciła wzrok. - Niebawem zaczynają się zajęcia ze Snapem, powinniśmy pójść po nasz eliksir.  - Zaproponowała chcąc tym samym zmienić temat rozmowy na co momentalnie się zgodził. Nie dlatego, że uznał to za dobry pomysł, po prostu im dłużej był z nią sam na sam, tym dziwniej zaczynał się czuć.

♠ 

-Już tu są Albusie. - Minerva poinformowała dyrektora o przybyciu oczekiwanych od tygodnia gości. Dumbledore stał przy regale z książkami i pomarszczoną dłonią starał się znaleźć tą zawierającą kodeks prawa magicznego. Niestety był już stary, a jego wzrok pomimo okularów, które nosił był z każdym dniem coraz mniej sprawny.
-Przyprowadź ich do mnie. - Odparł ani na moment nie odrywając wzroku od rzędu dziesiątek kolorowych grzbietów różnej wielkości tomów ozdobionych najczęściej złotymi lub czarnymi literami. Po kilku minutach udało mu się znaleźć to czego szukał. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi, a zaraz po tym słychać było jedynie dźwięk przekręcanej klamki i skrzypnięcie zardzewiałych zawiasów. 
-Witaj Albusie. - Do środka wszedł Minister Magii Korneliusz Knot, a za nim jego podopieczny Aron Hewitt. Ten pierwszy był starszym mężczyzną przy kości, któremu żona z pewnością nigdy nie żałowała dobrego, ociekającego tłuszczem posiłku. Wyglądałby na wyższego gdyby się nie garbił. Chodził o lasce, która służyła mu bardziej jako ozdoba niż podpora, a do tego miał znaczne ubytki włosów na głowie, które miejscami pokrywała popielata biel. Drugi był znacznie młodszy, w dobrej formie o przenikliwym, pełnym mądrości spojrzeniu. Średniej długości blond włosy opadały mu schludnie wzdłuż pociągłej twarzy idealnie podkreślając nietypowe rysy. 
-Korneliuszu, witaj! - Uścisnęli się po przyjacielsku jakby nie widzieli się dobre kilka lat. - Co nowego w ministerstwie? 
-Ach... aż szkoda gadać Albusie... - Usiadł na nowej gościnnej kanapie ustawionej przy kominku w którym tlił się świeżo rozpalony ogień. - Ostatnio nasze środki bezpieczeństwa zawodzą. Z Azkabanu uciekł groźny przestępca, a teraz wszystko jest na mojej głowie. Ale nie przyszedłem tu aby opowiadać Ci o problemach. Poznaj mojego nowego zastępce. - Wskazał stojącego obok kanapy mężczyznę.
-Nazywam się Aron Hewitt. - Przedstawił się wyciągając dłoń w kierunku starca, który z ciepłym uśmiechem ją uścisnął. - To zaszczyt Pana poznać.
-Mnie również miło Cię poznać Aron. - Dumbledore zachęcił go aby się rozgościł, następnie zaproponował jaśminową herbatę, którą przez dłuższą chwilę się delektowali
-Napisałem Ci w liście o pewnej sprawie. - Wypił ostatni łyk naparu, a następnie odłożył porcelanową filiżankę na niski stoliczek. - Aron jest tą sprawą. 
-Nie rozumiem Korneliuszu. - Sięgnął po dzbanek i napełnił naczynia kolejną porcją herbaty.
-Już wyjaśniam. - Kontynuował. - Aron zostanie w Hogwarcie i będzie miał na oku Veronice, dziewczynę, którą tu przeniesiono. Wiedz, to nie tak, że nie ufam Tobie ani Twojej kadrze Albusie, jednak rada uznała, że w szkole powinien przebywać również ktoś z ministerstwa. 
-Chcesz zamknąć ją na dobre w tej klatce obserwacji? Ta dziewczyna już wystarczająco dużo przeszła, gdy została posądzona o coś tak absurdalnego. - Nie ukrywał swojego zdenerwowania. To w jaki sposób postępowało ministerstwo sprawiało, że zaczynał wątpić w sprawiedliwość, która najpewniej nie istniała już na tym świecie.
-Mogliśmy wykorzystać jedną z trzech magicznych klepsydr pozwalających na czasowe unieważnienie prawa w stosunku do oskarżonego i torturować ją aż nie wyzionie ducha, jednak nie pokusiliśmy się o to. 
-Byłoby to haniebne gdyby ministerstwo z tego skorzystało! Jak możesz w ogóle o tym wspominać Korneliuszu?! - Nie pamiętał kiedy ostatnio coś tak szybko podniosło mu ciśnienie. - To dziecko niczym nie zawiniło. Nie zasługuje na takie traktowanie!
-Nic na to nie poradzisz Albusie. Musisz uszanować decyzję ministerstwa. - Mówił ze stoickim spokojem w przeciwieństwie do oburzonego dyrektora Hogwartu. - W każdym razie Aron tu zostaje. Nie musisz się aż tak tym przejmować, będzie tylko zwykłym obserwatorem... zacznie działać jeśli zajdzie taka potrzeba. - Ostatnie zdanie dodał w formie wyjaśnienia.
-Nie tak to powinno wyglądać, wiesz o tym jeśli masz w sobie choć odrobinę współczucia. - Korneliusz jednak nie słuchał już tego co ma do powiedzenia w tej sprawie Albus Dumbledore. 
-Proszę abyś poinformował cały personel o jego obowiązku i aby nikt nie przeszkadzał mu w pracy. Ponadto nalegam aby żaden z uczniów, a w szczególności Veronica nie dowiedziała się o prawdziwym powodzie z jakiego Aron przybył do szkoły. W razie jakichkolwiek pytań studentów albo rodziców proszę udzielać informacji iż Aron sprawuje kontrolę nad sprawnością systemu obronnego Hogwartu. - Wstał i podparł się laską, aby utrzymać równowagę. - To by było na tyle. Zostawiam Arona w Twoich rękach. Proszę abyś traktował go z należytym szacunkiem. A... i spokojnie, sam trafię do wyjścia. - Nie czekając już na żaden komentarz ze strony przyjaciela opuścił jego gabinet zostawiając go sam na sam z Aronem – nowym psem ministerstwa.
-Liczę na owocną współpracę Panie Dumbledorze. - Odezwał się Aron po raz pierwszy od dłuższego czasu. 
-Tak... - Tylko tyle był w stanie odpowiedzieć. Złapał się za serce, które biło stanowczo za szybko. Uważał, ze decyzja ministerstwa to pomyłka, ale jako dyrektor mógł jedynie stanowić mentalne wsparcie dla Veronici.


~♠~

T.B.C

4 komentarze

  1. Na początek powiem, że przez to, iż miałam nocki byłam święcie przekonana, że dzisiaj jest wtorek. xD

    No, no, z rozdziału na rozdział dzieje się coraz ciekawiej. Nie moge się doczekać next'a! Weny życzę. ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. ach i och! jak na brak weny to coś za dobrze ta notka napisana ;3
    nie mogę się doczekać co będzie dalej <3
    Weny Madziu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział niezmiernie mi się podobał, miło czyta się Twoje wypociny. Długość moim zdaniem jest idealna, jestem takim leniem, że lubię średniej długości rozdziały, gdy czytam za długie przychodzi mi to z wielką trudnością, a za długie czuję niedosyt. Twoje natomiast są idealnej długości, nu to za krótkie, ni to za długie. Nie mam pamięci do imion, choć przeczytałam ten rozdział przed chwilą, zapomniałam, jak nazywa się ten pies z ministerstwa... Aron? Naprawdę nie pamiętam, ale jestem ciekawa, czy jego interwencja będzie konieczna, no cóż... po Ronnie można się wszystkiego spodziewać. Idę czytać dalej ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! Niech w końcu wróci z tych wakacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę powodzenia Ronnie w rozmowach z jęczącą Martą xD.
    Ahh te ministersrwo, zawsze z nimi problemy ;_;.

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.