„Śniegiem zmywam krew, lecz jej nic nie zgłuszy — słyszę dziwny śpiew w czarnym zamku duszy.”

Rozdział 18 - Człowiek zwany Krukiem

Edytuj post

Cisza przenikająca aż do kości.
Uczucie deja vu, które zmieniło rytm bicia ich serc na nieco bardziej chaotyczny.
Niecodzienny rodzaj emocjonalnego napięcia unoszący się nad ich głowami jak skupisko śnieżnobiałych chmur.
Powietrze przesączone zapachem preparatów do czyszczenia sprzętu astronomicznego zastygało im w płucach powodując chwilowy ucisk krtani; następnie ulatywało do atmosfery z pomiędzy lekko rozchylonych w zaskoczeniu warg. Siedząc nieruchomo wpatrywali się wzajemnie w swoje barwne tęczówki jak spetryfikowani nagłym spojrzeniem złotych ślepi bazyliszka. Obecna chwila była jak zastój w czasie i choć wydawała się niezwykle znajoma dla obojga stała się teraz czymś wyjątkowym: albowiem przeobraziła się w klucz, który ostrożnie otwierał drzwi za którymi skrywali swoje uczucia. - Te których nie chcieli okazywać, bądź nie byli świadomi ich posiadania.
Po plecach chłopaka  przeszedł dziwny dreszcz, który zadziałał niczym eliksir z mandragory na spetryfikowane ciało. Zrobiło mu się piekielnie gorąco,  a chwilowy brak tlenu zmusił go do poluzowania idealnie zawiązanego krawatu w zielono-szarych barwach. Minęła dłuższa chwila nim zorientował się w jak nietypowej sytuacji się znajdują. Lekko zmieszany odwrócił wzrok przerywając tym samym tę wzniosłą chwilę. Wziął głębszy wdech, potem następny i kolejny popadając w trwającą zaledwie chwilę zadumę. Jego przyspieszone tętno trochę go zaskoczyło, jednak szybko uznał to za zwykłą oznakę ekscytacji nadchodzącym meczem w którym zmierzą się z Gryffindorem. Nie mógł się doczekać, aż wgniotą gryfonów w murawę odnosząc ogromne zwycięstwo stając na pierwszym miejscu szkolnego rankingu. W tej samej chwili Veronica zdezorientowana odłożyła  nie w pełni skonsumowane jabłko na kawałek pergaminu, aby nie pobrudzić blatu ławki. Nie rozumiała dlaczego jej problemy nagle stały się tak bardzo odległe zupełnie jakby należały do kogoś innego. Ponownie spojrzała w stronę przyjaciela błądzącego wzrokiem po makiecie układu słonecznego widniejącego po środku sali. Wpatrywała się w niego jakby mając nadzieję, że odpowiedź samoistnie się nasunie.
-Czemu tak na mnie patrzysz? - Zapytał czując na sobie jej miodowe spojrzenie. Ronnie otworzyła usta, ale przez moment nie wydobywał się z nich żaden, nawet najmniejszy dźwięk. Z dokładnością przyjrzała się jego twarzy kolejny raz zatrzymując wzrok na jego oczach. Jej serce znowu zaczęło bić niespokojnie.
-Twoje oczy... są jak dwa księżyce. - Przyłożyła dłoń do jego policzka. - Uwielbiam je. - Wargi Draco zadrżały jakby chciał coś powiedzieć. Osłupiał. Nie miał pojęcia co powinien zrobić... jak się zachować. Jej dłoń była taka zimna... - Przepraszam! -  Zabrała rękę nim zdążył się nad tym dłużej zastanowić. Obróciła się na krześle plecami do niego, aby nie zauważył jak różowieje ze wstydu. Dlaczego w ogóle zrobiła coś co mógł opacznie zrozumieć?... „Głupia.” Powiedziała do siebie.
-Moglibyście mi pomóc? - Aurora Sinistra pojawiła się jak grom z jasnego nieba tym samym stając się wybawczynią Ronnie z krępującej sytuacji. Veronica natychmiast podniosła się z krzesła i lekko chwiejnym krokiem podeszła do nauczycielki, aby pomóc w rozłożeniu ksiąg i drobnych przyrządów astronomicznych na każdą ławkę. Draco będąc w ciągłym osłupieniu odprowadził ją wzrokiem. W jego głowie odbijały się echem jej słowa niczym krzyk w głębokiej studni. Po chwili jednak wrócił do rzeczywistości. Wstał widząc jak ledwo utrzymuje równowagę niosąc cały stos ciężkich podręczników.
-Daj mi to. - Podszedł do niej nadal czując jej zimny dotyk na swoim poliku.
-N-Nie trzeba, poradzę sobie. - Na sam dźwięk jego głosu zadrżała i zrobiła się czerwona jak piwonia. Draco jednak nie przyjął jej odmowy do wiadomości i zabrał od niej nieco ponad dwie trzecie sterty. „Serce, uspokój się! Przestań tak szaleńczo bić!” krzyczała w myślach, ale bez skutku. Atmosfera pomiędzy nimi stała się jeszcze bardziej napięta i niezrozumiała. Oboje byli pogrążeni we własnych myślach; oboje zastanawiali dlaczego Ronnie to zrobiła; oboje co jakiś czas zerkali na siebie, ale nie potrafili się do siebie odezwać ani słowem. Spędzili tak resztę czasu nim rozpoczęła się lekcja astronomii. Nie zwracali uwagi na schodzących się pomału uczniów. Jedynie Draco poświęcił chwilę aby przywitać się z Vincentem i Gregorym zajmując swoje chaotyczne myśli krótką rozmową z nimi. Ronnie zaś udawała, że czyta nowy temat z podręcznika choć w rzeczywistości tłumiła w sobie krzyk zażenowania. Całkowicie zignorowała tradycyjne docinki Panny Parkinson, która od dłuższej chwili starała się w jakiś okrutny sposób jej dokuczyć. Nic jednak nie mogło sprawić, że zapadnie się pod ziemię tak głęboko jak jej wcześniejszy wybryk.
Lekcja skończyła się dużo później niż powinna - przynajmniej takie wrażenie odniosła Veronica, której od pewnego czasu kolana dygotały niespokojnie w rytm entuzjastycznego głosu Aurory wypowiadającej się z ogromna pasją na temat gwiazd znajdujących się w obszarze strefy niebieskiej. I choć temat gwiazdozbiorów należał do niezwykle ciekawych Ronnie nie zapamiętała nic z dzisiejszych zajęć, a to było do niej zupełnie niepodobne. Opuściła salę jako pierwsza. Jak stalowa strzała przemknęła przez framugę ciężkich drewnianych drzwi i niczym szara myszka czmychnęła niezauważenie pośród tłumu uczniów kierujących się na szkolne boisko do Quidditcha. Wróciła do dormitorium całkowicie zapominając o księdze, którą jej ukradziono, o Mephisto, który wiernie czekał w chatce Hagrida, o tym, że niebawem cały świat może zwalić się jej na głowę.
Zamknęła się w pokoju. Zdjęła buty niezdarnie rzucając je w kąt. Wczołgała się pod kołdrę jak małe dziecko do łóżka rodziców po przebudzeniu z najstraszniejszego koszmaru. Zwinięta w kłębek zmrużyła oczy. Spojrzała na swoją dłoń, tą samą której dotykiem obdarowała blady policzek chłopaka. W pierwszej chwili poczuła przypływ pozytywnej energii, która opatuliła jej serce niczym promienie lipcowego słońca. W drugiej kolejności ogarnął ją gniew przemieniający jej krew we wrzącą magmę. Była zła. Wściekła na samą siebie. „Dobre uczucia są złe.”, „Nie mogę być szczęśliwa.”, „Nie mogę... nie mogę się zakochać... nie...” Pojedyncza łza, przepełniona żalem i brakiem pewności siebie delikatnie wypłynęła z kącika jej oka. Ponownie przymrużyła powieki, które opadły ciężko spowijając obraz głęboką czernią.


♠ 

Ciche, delikatne i momentami niespodziewane podmuchy wiatru zarzucały jego włosami jak źdźbłami wiosennej trawy porastającej nizinne pola. Szedł przed siebie po błotnistej, leśnej drodze pełnej dziur i wystających korzeni. Był ubrany w elegancki frak, gruby czarny płaszcz i lśniące lakierowane mokasyny, które z każdym kolejnym krokiem traciły na swojej estetyczności. W dłoni okrytej skórzaną rękawiczką niósł księgę, którą pozyskał zeszłego wieczoru. Jego twarz zdobił chciwy uśmiech, a w oczach można było dostrzec mroczną stronę jego osoby. Aron Hewitt nigdy nie był tym za kogo się podawał w magicznym świecie. W rzeczywistości był zepsutym do szpiku kości ateistą, magiem krwi oraz praktykującym czarną magię czarodziejem oddanym tylko jednej osobie, którą wpierw sam zamknął, a następnie uwolnił z Azkabanu.
Zakazany las niezależnie od pory dnia, pogody, czy też pory roku zawsze i niezmiennie był miejscem w którym panował przenikliwy chłód i półmrok zmieniający się co jakiś czas w pełny mrok. Posiadał swój oryginalny i niezastąpiony mrożący krew w żyłach klimat co było gratką dla fanów eksploracji tajemniczych, dzikich i niebezpiecznych terenów, jednak wielu odważnych nigdy z takiej wyprawy nie powróciło. Był też jednym z najbardziej cenionych przez antagonistów miejsc przeznaczonych do spotkań i właśnie w tym celu Aron udał się w jego głąb. Był drugim najważniejszym członkiem bezimiennej grupy, która od kilku lat walczyła przeciwko ministerstwu magii. Mieli tylko jeden cel – obalić rząd i jego prawa. W ten sposób magia ponownie, jak za dawnych czasów stałaby się wolna w użytku dla każdego czarodzieja.
W oczekiwaniu na kilku pozostałych członków bezimiennych usiadł na pobliskim powalonym pniu drzewa, który w większej części porastał wilgotny mech. Przyjrzał się uważnie raz jeszcze swojej zdobyczy i z tryumfalnym uśmiechem uniósł twarz ku górze, a jego oczom ukazały się gęsto splątane konary, które licznie obsiadały leśne stworzenia.
-Cóż ma znaczyć ten uśmiech Aronie Hewitt? Czy aby nie za wcześnie na myśl o zwycięstwie? - Nieznajomy mu głos zakłócił panującą dookoła ciszę.
-Kto tam jest?! - W zaledwie ułamku sekundy zerwał się na równe nogi i nerwowo rozejrzał wokół siebie jednak nie wyczuwał niczyjej obecności. - Pokarz się tchórzu!
-Tchórzu? - Zaśmiał się lakonicznie. - Widzę tutaj tylko jednego tchórza, ale z pewnością nie jestem nim ja. - Tajemniczy mężczyzna znikąd znalazł się za plecami Arona.
-Ty jesteś... - Nim zdążył dokończyć poczuł jak przeciwnik łapie go jedną ręką za szyję, a drugą przykłada mu do twarzy skutecznie zakrywając wargi.
-Cśśś... Nie chcę aby Twoje plugawe usta wypowiedziały moje imię. - Rzucił mu pełne nienawiści spojrzenie. - A teraz... Chciałbym abyś opowiedział na kilka moich pytań, a być może zabiję Cię w bezbolesny sposób. - Aron czuł jak dotyk nieznajomego pomału wysysa z niego całą magiczną moc. - Dlaczego Riley Grant chciał abyś poinformował ministerstwo o zdolnościach Veronici? Co miało na celu wplątywanie w to wszystko tej dziewczyny? Czego chce od niej i jakie ma wobec niej zamiary? - Oddalił delikatnie dłoń, aby pozwolić mu mówić.
-Myślisz, że wszystko Ci wyśpiewam jak skowronek wiosną? Nawet nie wiesz w jakim błędzie jesteś cholerny Kruku! Nic ze mnie nie wyciągniesz!
-Myślałem, że będziesz bardziej skory do współpracy. - Westchnął ciężko. - Nie pozostawiasz mi więc wyboru. - Wyszeptał kilka skomplikowanych słów, które sprawiły, że ciało Arona przeszedł nieprzyjemny dreszcz, którym w żadnym stopniu się nie przejął.
-Zaklęcie przesłuchujące? Ha ha ha! Na nic Twoje starania i tak niczego się ode mnie nie dowiesz! - Nie chcąc dać przeciwnikowi żadnej satysfakcji bez zawahania odgryzł sobie język. Czerwona ciecz trysnęła spomiędzy jego warg ochlapując wszystko w swoim zasięgu łącznie z obliczem Kruka, który niewzruszony przyglądał się poczynaniom mężczyzny.
-Więc nie do końca jesteś tchórzem. By zdobyć się na coś takiego potrzeba choć odrobiny odwagi. - Zadrwił z niego i ponownie przyłożył dłoń do jego tym razem zakrwawionej twarzy. - Wielka szkoda Aronie, ale może reszta antagonistów będzie bardziej wygadana od Ciebie. - Jego ręce pokryła energia o barwie świeżego żaru, która niczym ogień wypalała twarz członka ministerstwa magii oraz bezimiennych. Ogromny ból ogarnął jego głowę i silnie promieniował  wzdłuż całego jego ciała. Gdyby tylko mógł krzyczałby, a jego wrzask ogarnąłby cały zakazany las. Nim upadł martwy na ziemię zdążył wydać z siebie tylko jeden żałosny jęk. - Koszmarnych snów. - Powiedział Kruk. Podniósł upuszczoną przez antagonistę księgę i schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Odszedł pozostawiając martwe ciało Arona na pastwę dzikich stworzeń.


♠ 

Przebudził ją dźwięk przekręcanego zamka i skrzypnięcie zardzewiałych zawiasów. Uniosła lekko powieki, aby przyjrzeć się osobnikowi, który zakłócił jej sen. Ujrzała znajomą posturę, twarz o jasnych oczach. Spróbowała się podnieść, jednak obraz niespokojnie zaczął się jej rozmazywać, ponownie zamknęła oczy zapamiętując jedynie błysk błękitnego światła.



~♠~

T.B.C

8 komentarzy

  1. Heh, i rozumiesz że nadeszły święta, kiedy na twoim ulubionym blogu wreszcie pojawia się nowy rozdział. Brakowało mi twojego opowiadania, postaci, fabuły a nawet samego stylu pisania, równie mocno co moich ukochanych ferii zimowych. Jestem taka szczęśliwa, że chyba zaraz pójdę zamiatać ulicę, by jakoś wyładować energie :D tęskniłam ale to bardzo tęskniłam. Cieszę się, że nareszcie się doczekałam nowego rozdziału. Pozdrawiam serdecznie i życzę wesołych oraz cholernie szczęśliwych świąt~ xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo Mizuki! Momentalnie mi się cieplej na serduszku zrobiło. Pozdrawiam Cibie również i także życzę wspaniałych, szczęśliwych świąt. ❤

      Usuń
  2. ciup, takiego obrotu spraw z Aronem to się nie spodziewałam o:
    cieszę się, że w końcu doczekałam nowej notki ;_; <3
    Weny Madziu! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że potrafię zaskoczyć czytelnika. ;-;
      Dziękuję! ❤

      Usuń
  3. Jeju....Wow. Jedynie stać mnie teraz na "Wow". Ten rozdział wyszedł po prostu cudownie... ta spokojna i sielankowo atmosfera, na początku przerodziła się w coś tak mrocznego pod koniec... Mówiąc szczerze myślałam, że nie dotrwam w czytaniu tego rozdziału, taka słodycz na początku nie była dla mnie, jednak przekonałam się do niej i to dzięki Tobie. Brawo. Mam nadzieję, że następny rozdział ukarze się niedługo... po prostu ten rozdział skończył się w takim momencie, że z chęcią przeczytałabym już następny, następny i następny. Cieszę się, że w końcu nadgoniłam rozdziały u ciebie i jestem na bieżąco. Jeden blog do nadrabiania mam z głowy... a jest ich więcej niż jeden, a szkoda, bo po tym co przeczytałam, nie mam ochoty czytać nic innego.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! Czekam cierpliwie na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Madziu, z przyjemnością informuje Cię, że zostałaś nominowana do Lba!
    Więcej szczegółów znajdziesz tutaj:
    http://opowiadania3452.blogspot.com/2015/12/lba-1-i-2.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Och! Nawet nie wiesz jak bardzo brakowało mi Twojej twórczości. Teraz to nawet cieszę się, że narobiłam sobie takich zaległości z Twoim blogiem, przynajmniej nie muszę zastanawiać się co będzie dalej.

    Swoją drogą, bardzo ładny szablon. <3

    Czułam, że jakiś krętacz z niego. Zasługiwał na taką śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, dzieje się, dzieje. Zdecydowanie musisz wrócić do pisania i to natychmiast!

    OdpowiedzUsuń

© Agata | WioskaSzablonów.